po wczorajszej kolacji zgodnie postanowiliśmy zostać jeszcze trochę. wprawdzie nie pojedziemy na plażę Fokiano odległą o 70 km, nie wrócimy tutaj na kolację i nie będziemy nocować (ach ta fantazja!), ale zostaniemy do obiadu, który zjemy po polsku ok. 13, a nie wieczorem, jak Grecy 😉
tymczasem zarówno nam jak i dziewczynom spało się słodko 🙂
jak tylko wszyscy się obudzili zjedliśmy po kromce chleba i ruszyliśmy szybko, by zdążyć przed upałem, na spacer do kaplicy znajdującej się na wzgórzu.
nawet tutaj towarzyszył nam kot…
mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki: „tam wczoraj byliśmy, pamiętacie?”
wzgórze jest niewielkie, więc szybko dotarliśmy na szczyt. okazało się, że z dołu widzieliśmy tylko bramę świątyni.
kościółek może nie jest zbyt okazały, ale klimatyczny na pewno. przedwczoraj odbył się tutaj ślub, panna młoda zapewne jechała na osiołku- niestety nie było nam dane tego zobaczyć 🙁
drzwi zamknięte tylko na skobel, zrobiliśmy więc kilka fotek
zrobiło się upalnie, zmykaliśmy więc nad wodę
dziewczyny od razu ruszyły do morza
rano Włosi wyjechali z placu, po naszym powrocie wyjechali również Australijczycy, Włosi niedługo potem wrócili, pewnie z zakupów. pan od razu ruszył do wody, boja pewnie służyła po to, by go żadna łódka nie staranowała, tylko dlaczego koniecznie musiał nurkować w porcie???
i znowu muszelki…
przed 13 ruszyliśmy na obiad do tawerny- świeże produkty płyną 🙂
bardzo przyjemne, że nawet w tak odludnym miejscu zadbano o atrakcje dla dzieci – huśtawki.
na początek dzban mocno schłodzonej wody…
a potem już uczta dla podniebienia: kalmary i ośmiornice 🙂
po obiedzie chwila odpoczynku i pojedziemy na kolejną plażę. och, żal tego portu i tej tawerny…