rano zauwazylismy znaczny odplyw:

ciekawe kogo (lub co?) zasila ten tajemniczy przewod elektryczny…?;)

wszyscy jeszcze spia na Tronchetto, a my robimy poranny obchod terenu i widzimy kampery roznej masci:

po sniadaniu

mamy plan, zeby Wenecje odwiedzic jeszcze dwa razy: do obiadu, a potem wieczorowa pora. Intryguje nas people mover, ktory jezdzi do Piazzale Roma wiec idziemy na przystanek. Jazda jest krociutka, ale bardzo przyjemna- klimatyzowany pojazd bez maszynisty:)

po 3 minutach wkraczamy znowu na teren zaczarowanego miasta…

dzisiaj idziemy w kierunku Mostu Rialto, potem mamy zamiar odwiedzic Plac Swietego Marka, chce dziewczynkom pokazac Most Westchnien i bazylike… po drodze zatrzymujemy sie bardzo czesto- oczu nie moge oderwac! Chcialabym usiasc i trwac w niemym zachwycie nad geniuszem budowniczych tego miasta!

mimo, ze taka piekna- Wenecja jest rowniez kiczowata. Nie razi to jednak- ma nawet swoj urok;)

oczywiscie jest rowniez slynne suszace sie pranie:)

na kazdym rogu mozna spotkac weneckie maski…

na Canale Grande ruch jak na Marszalkowskiej z ta roznica, ze tu wszystko jest przewozone lodziami:)

mniej wygodnie jest w malych uliczkach, a taka smieciarka tez musi przeplynac…

restauracje przy Ponte Rialto sa luksusowe i oferuja takiez menu:

az chce sie przycupnac;)

wchodzimy na slynny most- ziemia nie zadrzala;)

jednak dluzsza chwile kontemplujemy widoki z mostu:

jestesmy na tyle wczesnie, ze mamy okazje widziec Wenecje szykujaca sie do codziennego rytualu. Mijaja nas co chwile panowie ciagnacy wozki z towarami- krzycza glosno “atenzione”!!! Kelnerzy ustawiaja stoliki, klada czyste obrusy…

jeden mostek, a wlasciwie jego lokalizacja spodobala nam sie szczegolnie. Stalismy na nim dlugo chodzac z jednej strony na druga- podziwiajac kunszt kierujacych lodziami- to bylo wyjatkowo ciasne i zdradliwe miejsce…

po tym milym doswiadczeniu przeszlismy jeszcze kilka krokow i znalezlismy sie na Placu…a wlasciwie nie! nie na placu, a na targu chyba:( Takiego tlumu sie nie spodziewalam! Musielismy mocno trzymac corki za rece, zeby nam nie zginely!

to byla kolejka do Bazyliki…

oczywiscie znalazlam kilka szczegolow, ale nagle zapragnelam byc znowu w ciasnych zaulkach…

Postanowilismy, ze wracamy do kampera i jedziemy jeszcze dzis po poludniu do Cesenatico. Wenecje przyjedziemy odwiedzic poza sezonem (o ile istnieje takie pojecie dla Wenecji;)). Jako transport wybralismy tramwaj wodny czyli vaporetto:)

Podobno nie widzial Wenecji ten, kto nie mial okazji poznac jej z wody:) Poznajmy wiec:)

panny kupily sobie pamiatki z Wenecji (made in china);)

…i nadszedl czas powiedziec Wenecji “arrivederci”!

Po czterech godzinach dojechalismy do Cesenatico. Jest to niewielkie miasteczko nad morzem, ktore ozywia sie latem. Niedaleko kanalu w centrum znajduje sie plac dla kamperow- darmowy i z pelnym darmowym serwisem. W ten sposob wlodarze miasta zachecaja turystow kamperowych do przyjazdu. Chwala im za to!

Plac okazal sie byc bardzo wygodny. Niezwlocznie ruszylismy na zwiedzanie. Rzeczywiscie miasteczko-kurort, duzo kutrow rybackich i bujne zycie wieczorne:) Kiedy juz wszyscy skoncza plazowanie wtedy wychodza cos zjesc w jednej z niezliczonych knajpek.

funkcjonuje tu niezwykly sklep…

…w ktorym wszystkie zabawki sa z drewna. Pinokio na rowerze ciagle pedaluje, a pod spodem na monitorze jest wyswietlany film, ktory pokazuje jak powstaja takie pracochlonne cacka.

Przez srodek miasteczka plynie kanal, a na nim stoja muzealne eksponaty- troche jak w Lubece tylko na mniejsza skale;)

doszlismy do plazy, a przedtem w porcie zobaczylismy w jaki sposob lowi sie tu homary i ryby:) w tej metodzie chodzi o to, zeby nie wyplywac na morze- to takie polowy stacjonarne;)

potem nastapil wazny moment pierwszego w tym roku zamoczenia stop w Adriatyku:) woda ciepla jak zupa!

spotkalismy meduzy…

i odwiedzilismy latarnie morska:)

z konca falochronu kurort wygladal tak:

na plazy dziewczyny mogly oddac sie swojej namietnosci- czyli zbieraniu muszelek:) tu tez zastal nas telefon od babci z wiadomosciami, ze koty tesknia, ale daja rade:)

wracajac mielismy szczescie byc swiadkami pierwszego samodzielnego spaceru pisklecia mewy.

w gelaterii San Mamolo kupilismy wspaniale lody!
a w drodze powrotnej mielismy przyjemnosc z dwoma tygryskami- na pewno na szczescie!:)

kladac sie spac planowalismy jutrzejsza trase do Fano, kolejnego wloskiego kurortu. zamierzamy zatrzymac sie na placu dla kamperow nad samym Adriatykiem- pozwolic corkom na chwile beztroskiego szalenstwa przed rejsem do Patry.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

You may use these <abbr title="HyperText Markup Language">html</abbr> tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.