Droga do portu w Anconie przebiegla wlasciwie bez problemow nie liczac malej skuchy nawigacji i naszego nieplanowanego zwiedzenia fragmentu tego wydaje sie interesujacego miasta.
Na „check in” tlumy Turkow i Albanczykow sprawialy, ze trudno bylo oddychac:( Kolejki byly duze- dobrze, ze przybylismy sporo przed czasem!
Kiedy z biletami w reku wrocilismy do kampera zaskoczyl nas widok sniadania, ktore przygotowaly corki:)
cale dumne i blade poinformowaly, ze do sniadania mamy biale wino…(na pewno woda:))…jakiez bylo zdumienie Krzysia kiedy spobowal rzeczonego winka:))) Panny dorwaly butelke bialego rumu i nalaly go hojnie do kielichow na wino:)! No, ale licza sie intencje, a poza tym sniadanie podane po nerwowce na check in bylo balsamem dla duszy:)
Potem dlugie oczekiwanie w porcie na prom, w niemozebnym upale, a prom opozniony!
Wielka ulga bylo zaokretowanie sie i wjechanie na zacieniony poklad.Szczescie nam dopisalo i mamy miejscowke przy oknach!!! Plyniemy wiec sobie do Patry majac za kazdym oknem- nawet w sypialni- Adriatyk!!!
Po godzinie 18 dziewczynki mialy przyjemnosc plywac w basenie na promie- woda prosto z morza:)
Jedlismy tez gyros-pyszne:)
Noca morze bylo czarne, gwiazdy mrugaly do nas porozumiewawczo, a szum fal ukolysal nas do snu…