obudzilismy sie wczesnie i zobaczylismy, ze w nocy przytulilo sie do nas kilka kamperow:)
gory tez prezentowaly sie pieknie
warunki do jazdy nie byly zachwycajace:( deszcz i mgla, ale nie mielismy wyjscia (prom nie bedzie na nas czekal) wiec ruszylismy dziarsko choc z dusza na ramieniu w kierunku gor…
po przejechaniu kilkunastu kilometrow slonce niesmialo zaczelo przedzierac sie przez chmury i pojawila sie nadzieja na przejechanie przeleczy Plockenpass przy dobrej aurze.
zawsze zachwycaja mnie chmury ponizej gorskich szczytow…tu, w Alpach spotykamy je czesto i maja w sobie cos magicznego…
sniadanie zjedlismy w pieknej scenerii: wodospad i “cukrowa wata” w powietrzu…
nadszedl czas na wyczekiwany tunel: dlugosc ponad 5 kilometrow na wysokosci 1632 metry ponad poziomem morza…
potem juz mozemy cieszyc oczy wspanialoscia alpejskich krajobrazow…
mijamy miasteczko Lienz i zblizamy sie nieuchronnie do mojego Nemezis- kto zna bajke o |Fineaszu i Ferbie ten wie o co chodzi;)
Plockenpass lezy na granicy austriacko-wloskiej. Nasze zmagania z nim mozecie zobaczyc na filmie:
potem juz byla sama przyjemnosc zjazdu z przeleczy:) na poczatku serpentynami, a potem juz zwyczajna gorska droga;) My z gory jechalismy usmiechnieci i wyluzowani, ale kierowcy kamperow jadacych z naprzeciwka mieli spiete miny i mocno trzymali kierownice:) zyczylismy im powodzenia w zdobywaniu gory!
na dole zrobilismy sobie krotki postoj. Dziewczynki mialy chwile radosci na placyku zabaw, a potem chwile zachwytu na malym gorskim moscie.
na tymze moscie zlozyly zyczenia tacie z okazji Dnia Ojca:)
jestesmy w Italii i mamy do Wenecji okolo 270 km. Nie jedziemy autostradami wiec jest mozliwosc uchwycenia kilku ladnych scen…
w pewnym momencie po zobaczeniu kolejnej juz tablicy z informacja, ze jedziemy w dobrym kierunku… 😉
i sprawdzeniu w nawigacji, ze jestesmy juz naprawde bardzo blisko…
…wzruszenie scisnelo mi gardlo…jestesmy w Wenecji! Ciekawa jestem jak odbierzemy to miejsce?
jeszcze tylko slynny most Ponte della liberta:
i jestesmy na parkingu Tronchetto! Tu czeka nas niemila niespodzianka. Na parkingu trwaja prace budowlane i nie ma wody i pradu. Pradu nie potrzebujemy, ale woda i serwis bardzo by sie nam przydaly. Coz bywa i tak- cieszymy sie, ze mamy 3 kasety wc i damy rade wytrzymac z serwisem do Fano gdzie bedziemy nocowac przed wjazdem na prom.
Znalezlismy swietna miejscowke przy wodzie z widokiem na przejechany most i miasteczko Mestre i mamy nadzieje na piekne widoki noca:)
Po pierwsze: zimne biale piwo, po drugie odpoczynek, a po godzinie maszerujemy juz na spotkanie z miastem, o ktorym roznie pisza, ale ciagle do niego przyjezdzaja:)
nie jestem w stanie opisac wrazen tak, zeby oddaly co czuje bedac w Wenecji…jedno jest pewne- zakochalam sie w niej od pierwszego wejrzenia…dziewczynki tez:) dla nich dopelnieniem byly rewelacyjne wloskie lody.
potem zaglebilismy sie w uliczki bardziej lub mniej uczeszczane- te wyludnione bardziej nam sie podobaly;)
zamykajac oczy mozna bylo przeniesc sie w czasie do dawnej Wenecji, zobaczyc postaci przemykajace zaulkami, zakapturzone, tajemnicze lub wyobrazic sobie jaka tu jest atmosfera w czasie karnawalu… w kanalach unosi sie mgla, wszystko wydaje sie plywac w powietrzu…
na koniec spaceru po Wenecji dziewczynki trafily na plac zabaw! one wszedzie znajda takie miejsce:) te bylo w parku miejskim- nasze stopy mogly odpoczac, a panny niezmordowane szalaly:)
ostatni rzut oka tego dnia na to czarowne miasto i wracamy do domu na kolach.
po odswiezeniu sie mielismy jeszcze tyle sily, zeby zobaczyc razem czesc VI Harry Pottera- to znowu niespodzianka od nas dla corek- trzeba bylo widziec ich rozesmiane oczy:)))
Przed snem pozegnalismy slonce zachodzace nad Mestre…dotad tylko czytalismy o tym…
slodkich snow Wenecjo…
W Wenecji byłem camperem 2 razy. Bardzo miło powspominać przy oglądaniu zdjęć. Podczas pierwszego wyjazdy w nawigacji jako miejsce docelowe zaznaczyłem nieopatrznie Wenecję i znalazłem się na Placu Roma między autobusami. Na szczęście obyło się bez mandatu ale wspomnienie pozostało.
Pozdrawiam.