Po godzinie 9 (zrobiwszy wczesniej serwis) wyruszylismy z kempingu “Lido on the beach” w kierunku kolejnego punktu trasy: Paralia Aghiou Andrea. Droga wiedzie nas dzisiaj bardziej gorzyscie i spiralnie niz zawsze:) Widoki przepiekne! Stwierdzamy, ze Grecy jezdza bardzo rozwaznie- jesli juz wyprzedzaja na zakretach to ida bardzo blisko wyprzedzanego auta;) Zadnej brawury;)
W nawigacji nasze docelowe miejsce okazuje sie byc naniesione na srodku rzeki:)! Mimo, ze reszta danych (gaje oliwne dookola) wyszukanych w internecie zgadza sie. Rzeka jest tylko suchym korytem, przejezdzamy przez nia i ladujemy na zupelnie innej plazy. Jest niezle, sami miejscowi, na koncu plazy rybna tawerna- moze zjemy obiad?
Leniuchujemy, kapiemy sie, spacerujemy w kierunku tawerny i probujemy zorientowac sie jak dojechac do Paralia Aghiou Andrea…? Krzys twierdzi, ze po drugiej stronie suchej rzeki jest nasz cel. Postanawiamy zjesc obiad w kamperze i ruszyc w tamta strone- zdjecia ktore wiedzielismy byly bardzo zachecajace. Przejazd naszego kampera przez koryto rzeki uwiecznilam biegajac z aparatem w tym upale i wywolujac usmiech na twarzy przejezdzajacego tubylca;)
Trafilismy nareszcie i od razu stwierdzilismy, ze dobrzesmy zrobili! Miejsce ma niesamowity klimat. To malenki port, kilka domow, tawerna rybna i kosciolek rodem z filmu “Mamma Mia” na wzgorzu! Doslownie jak z pocztowki! Jest tez oczywiscie plaza i to co dziewczyny lubia…muszle!:) Dla wszystkich pelnia szczescia:)
Tawerna znajduje sie na skalach. Rozposciera sie z niej cudowny widok i slychac fale uderzajace z loskotem o kamienie w dole…cieszymy sie na kolacje w tym miejscu, bo juz wiemy intuicyjnie, ze nie wstaniemy od stolu zawiedzeni! Jadaja tu przede wszystkim lokalni mieszkancy- musi byc smacznie:)!
Po zrobieniu rekonesansu wracamy do portu i poznajemy niesamowita pare! Pan podchodzi do nas, zagaduje i okazuje sie, ze napis na ich przyczepie ma uzasadnienie:)))
W Grecji, w miejscu gdzie nikt by sie nie spodziewal poznajemy Australijczykow!:) Pan jest skrzyzowaniem Krokodyla Dundee z aborygenem- ma bardzo ciemna karnacje:) Pani to potomkini Brytyjczykow osiadlych na wyspie. Opowiadaja, ze bardzo ciagnie ich do Europy, poniewaz ich historia jest bardzo krotka- u nas pociaga ich kultura, architektura, historia, ludzie i jedzenie! Byli tez w Polsce, nie do uwierzenia, w Tolkmicku:)) Bardzo im sie podobalo! Tu sa po raz drugi. Pierwszy raz okolo 6-7 lat temu.
Rod bardzo chetnie dzieli sie z nami swoimi namiarami na ciekawe miejsca na Peloponezie.
Zbliza sie wieczor, dziewczynki coraz czesciej wspominaja, ze sa glodne, my rowniez nie mozemy doczekac sie posilku idziemy wiec razno w kierunku Psarotawerny, zajmujemy miejsca…podchodzi wlasciciel (oczywiscie nie ma menu!:) i uzgadniamy zamowienie. Prosimy o male rybki smazone w calosci, kalamari oraz najwazniejsze danie: osmiornice z grila! Pan zapytany jak smakuje najlepiej bez wahania mowi, ze grilowana jest bardzo delikatna, miekka….ok. do tego biale wino, tzatziki….czekamy! Jezyki uciekaja nam do gardel kiedy dociera do nas zapach z kuchni:)
Wlascicielka przynosi dzban wody, wino…po chwili pan wnosi nasze zamowienie…
W ostatniej chwili przypominam sobie o robieniu zdjec- zanim pozremy te pysznosci:)! Swieze kalmary nie maja sobie rownych! Te, ktore jedlismy w Chorwacji byly lekko gumowe- te tutaj rozplywaja sie w ustach! Pan mowi, ze smazone, swieze kalmary sa wlasnie takie delikatne…
Osmiornica- coz! Bedzie nam wszystkim snila sie po nocach. Poezja smaku! Rownie miekka, delikatnia. Sos, ktory wlascicielka zrobila jest z marchewka i uwaga: bez czosnku! Smak ma lekki, nie przytlacza aromatow owocow morza. Na koniec zostawiamy sobie rybki. Jemy je greckim zwyczajem razem ze wszystkim. Marianna mruczy zadowolona, ze najlepsze sa oczy (?!);) Wszystko skrapiamy obficie sokiem z cytryn, ktore pewnie wyrosly na podworku wlasciciela tawerny:)
Zamawiamy jeszcze jeden dzbanek wina- jest proste, lagodne…przychodza na kolacje Rod i Rosemary. Siedzimy, gadamy, dziewczyny dostaly lody i poszly nawiazywac bliski kontakt z corka wlascicieli Maria:) Bardzo zaluja, ze nie znaja greckiego! Nie wiedza jak powiedziec dziewczynce, ze chca bawic sie w berka:) Ola i Mania przedstawily sie po grecku- nauczyly sie tego czytajacw domu przewodnik po Grecji dla dzieci, ale chcialyby wiecej:)
Kiedy zegnamy sie- mowimy z pelnym przekonaniem:”See you tomorrow”:) Mimo, ze nie planowalismy- zostaniemy do jutra i zjemy na obiad swieze kalmary i osmiornice patrzac na niebieskozielone morze…chcemy wchlonac jak najwiecej atmosfery tego miejsca…