Pakujemy kampera, dziewczynki ostatni raz korzystaja z hustawek…humory maja nietegie:/ Z jednej strony lubia jechac i poznawac wciaz nowe, ale wyjatkowo dobrze rozumialy sie z poznanymi tu dziecmi…
Ostatnie graty do srodka i jedziemy!
Przy wyjezdzie z parceli zrobil sie maly korek:) Ekipa zlozona z 7 chyba kamperow wlasnie zagoscila na kempingu:)
Krzys idzie zaplacic (22 euro za dzien! bez pradu), Ola juz roni lzy:((( ech….
Po dojechaniu do Sarti (cale 9 km:)) zobaczylismy plaze jak w sezonie w Juracie. Apartamenty jednym ciagiem wzdluz promenady i wyplywajace wciaz z nich tlumy plazowiczow….
…to nie nasze klimaty. Wbijamy w gps namiary na Portokali Beach (czyli plaze pomaranczowa:)) i ruszamy! Widoki z drogi:
Kapliczka poswiecona komu…? No oczywiscie mojemu Swietemu Mikolajowi!:)) W Grecji jest on patronem rybakow, nie wyplywaja w morze bez jego wizerunku na pokladzie, a ta kapliczka stoi powyzej portu, do ktorego zjechalismy z nadzieja, ze moze znajdziemy w poblizu jakies dzikie miejsce…nie bylo.
Do Portokali Beach jedzie tez kilkudziesieciosobowa wycieczka z Niemiec na rowerach!:) Zapewne potrzebuja ochlody- szykuje sie wyjatkowo upalny dzien.
To cud, ze znalezlismy miejsce na naszego smoka:) Osobowe auta moga sie wcisnac pod pinie, ale ten wiezowiec?;))) Jednak byla jedna miejscowka idealna! Nawet z czescia cienia i nadzieja na cien po poludniu:) Wspaniale!
Na Orange Beach trzeba zejsc do plazy po sciezkach wydeptanych przez milosnikow tego specyficznego miejsca. Niektorzy mieszkaja tu przez wiele tygodni- miedzy pianiami rozbite sa namioty, duzo namiotow:) Bytuja w nich potomkowie hippisow, tez juz lekko posiwiali, ale z wciaz mloda dusza. Usmiechaja sie przyjaznie i zagaduja dowcipnie widzac, ze Krzys walczy z mlynkiem do kawy:) Cudny klimat:)
Po pierwsze: kapiel! Rozplywamy sie w palacym sloncu…
Kolor wody zachwyca- czysty lazur!
Jest kilka zatoczek ukrytych miedzy skalami. Na jednej Beach Bar, parasole, kupa luda- tam nie idziemy;)
Na drugiej, malutkiej wlasnie zwalnia sie placyk- jakas pani przywoluje nas i oferuje swoje miejsce bo wlasnie schodzi z plazy:) Mamy fart!
Takie kolory widzielismy w przewodnikach i na zdjeciach w internecie, ale podejrzewalam, ze byly podkrecane w programach graficznych;)
Dziewczyny pytaja: “gdzie syrenka? gdzie slonce?”
Potem do nich pojdziemy:) Widzialy na fotkach i koniecznie musza osobiscie przywitac;))
Na razie- chill out na slawnej plazy Portokali!:)
Przy aucie, pod pinia mamy miejsce na stol, krzesla….panie zamowily sok (a jakze!) pomaranczowy:)
Czas na sjeste….
…po chwili…
Ja sprawdzam czy kolory sie nie zmienily;)
Krzys zerknal na termometr: 38 stopni w cieniu!
W pewnym momencie podszedl do nas mlody czlowiek i blagalnym tonem poprosil o nero;) Dostal butle zimnej mineralnej, radosnie podziekowal i polecial podzielic sie zdobycza ze wspoltowarzyszem niedoli;)
Po poludniu poszlismy odwiedzic slawna syrenke i cala reszte rzezbionego towarzystwa, ktore powstalo tu na skalach w 1997 roku i stanowi wielka atrakcje dla przybyszow:) Sama obserwacja odbywajacych sie sesji fotograficznych dostarcza niesamowitych wrazen i wprowadza w doskonaly humor:))) Te miny! Te pozy!:)))
Na wzgorzu znajduje sie posterunek strazy pozarnej. Strazacy na motorach i autem odbywaja regularne patrole. Przy piniach stoi zakaz palenia ognia.
Mijamy stale i mniej stale “domostwa” w lesie.
A to nasza sesja:))
Za rzezbami, w kolejnej zatoczce znajduje sie plaza naturystow.
Powoli sie ochladza, przychodza kolejni plazowicze. Kolory nie zmieniaja sie…
Wracamy na kolacje z postanowieniem pozostania tu jeszcze jeden dzien:)
Na deser jogurt z miodem:) Okazuje sie, ze jogurt pochodzi z miasta Dafni na Athosie!! No wiec jak sie to ma do famy, ze tam z samic sa tylko kury i kotki, he?:))) Owce tez maja prawo pobytu jak sie okazuje….a kobiety nie…hmmm….
Tak czy siak- jogurt pyszny!
Wieczor nie przyniosl spodziewanej ulgi- ciagle goraco…to najcieplejsza noc. Stoimy miedzy drzewami co ma swoje zalety w ciagu palacego sloncem dnia, ale w nocy te drzewa nie pozwalaja na swobodny przeplyw powietrza….uch, jak goraco!:)
super relacja!
oczywiście zazdrościmy widoków i słoneczka ( ale nie temperatury – 38 st. w cieniu to zdecydowanie za dużo)
powodzenia i wspaniałych przeżyć życzymy
pozdrawiamy z Wrocławia