Wschodzace slonce pozegnalo cudny, pelny ksiezyc…
…zaczelismy kolejny dzien w Grecji. Od wczoraj zastanawiam sie czy dobrze zrobilismy wybierajac tym razem Chalkidiki zamiast Peloponezu. Niestety, Peloponez wyznaczyl pewne standardy- dla nas oczywiste- i teraz trudno mi sie odnalezc…
W poszukiwaniu optymizmu ide o wschodzie slonca na plaze, czyje to slady?;)
Potem robimy serwis kampera (to jedyny pozytyw tego miejsca)…
…i jedziemy na nasz pierwszy w zyciu grecki targ czyli laika. Od wczoraj ciesze sie na to wydarzenie, sporo czytalam o atmosferze panujacej w tych miejscach, ale najbardziej raduje mnie, ze bede mogla wreszcie napasc oczy widokiem i zapachem warzyw, owocow, sera…takich “od chlopa” i w dodatku greckiego!;)
Jednak na razie Krzys znowu otworzyl niezamykajace sie okno w swoich drzwiach (no MUSIAL spytac o droge!) wiec czekamy na placu zabaw, az skonczy naprawiac kolejny raz….czyli wymieniac kolejny bezpiecznik i probowac zamknac okno.
Uff! udalo sie- idziemy z wozkiem (jak tubylcy) na laika:)!
U szczytu uliczki, przy ktorej ustawione sa stragany natykamy sie na takie cudo:
Upal juz niemilosierny wiec dziewczynki dostaja lody, my robimy fantastyczne zakupy
: feta, dwa rodzaje oliwek, pomidory, brzoskwinie, nektaryny, cebula, ogorki i papryka- pewnie juz wiadomo co bedziemy jesc na kolacje?;) Uwielbiamy horiatiki! A na drugie sniadania wielkiego arbuza!
Jadac do Asprovalta mijamy kapliczki w ulubionych przeze mnie kolorach…
Potem juz cieszymy sie niezla miejscowka, ale tylko na dzien. Nie ma mozliwosci pozostania na noc. Po pierwsze goni policja, a po drugie (wazniejsze!) w okolicy sa dyskoteki, wesole miasteczko oraz masa inastrancow, ktorzy z licznymi rodzinami glosni i smiecacy rozkladaja sie wkolo:(
…alez to smaczne!
…i kolacja tez wspaniala!
Pewnie gdybysmy wiedzieli jak bedzie wygladal koniec tego dnia nie cieszylibysmy sie tak beztrosko chwila wiec…w sumie dobrze:)
Bo potem rozpetalo sie pieklo…jechalismy drogami, ktore nie ustepowaly w niczym trudnym warunkom jazdy na Peloponezie, ale nie to bylo najgorsze! Kazde kolejne miejsce, ktore odwiedzalismy okazywalo sie niewypalem:( Albo bardzo stromy dojazd, albo zakaz kamperowania….przejechalismy w sumie ok 60 km, bez klimatyzacji, zapadla juz noc…wyladowalismy w okolicy plazy sfinksa w Ierissos opisywanej jako spokojne, czyste miejsce na nocleg i pobyt. Rano przekonalismy sie, ze w pobliskim lesie piniowym koczuja ludy przypominajace cyganow, plaza i okoliczne wydmy przypominaja wysypisko smieci, a w wodzie przy skalkach bytuja jezowce…srednio bezpiecznie dla naszych stop…a taki ladny sfinks to byl…;)