Na Evię długa droga, całe szczęście w większości autostradą, niestety sporo płatną 😉 Mijamy Kanał Koryncki i opuszczamy Peloponez. Mijamy aglomerację Ateńską…
Na jednym z postojów trafiamy kolejne greckie zwierzę, wydaje nam się, że to wąż koci, albo gniewosz plamisty.
Na Evię wjeżdżamy nowym mostem. Nie byłby potrzebny, gdyby nie Posejdon, który w gniewie uderzył trójzębem tak mocno, że oddzielił ją od lądu… Złośliwi twierdzą jednak, że wyspa powstała w wyniku trzęsienia ziemi 😉
Stolica wyspy Chalkida okazuje się miastem na wskroś greckim.
Zwróćcie uwagę na bardzo luźne podejście do reguł załadunku oraz zabezpieczenia ładunku 🙂
Akwedukt…
W płytkiej wodzie trudno się kąpać, ale czemu się nie poślizgać, skoro tak ładnie wieje?
Za Chalkidą kierowaliśmy się wzdłuż wybrzeża w lewo, aż dojechaliśmy do plaży Politikon. Przyjemne miejsce na jeden dzień/nocleg.
Marianna wypuszczona z klatki (kampera) zaczęła biegać wzdłuż brzegu 😉
Zrobiliśmy użytek z lornetki, na drugi brzeg spojrzeć się nie da, ale na ptaki czy przepływające statki, owszem.
W Politikino można było znaleźć muszelki, a tych nigdy nie jest zbyt wiele 😉
Kolacja na plaży smakuje wybornie, nawet kiedy to naj(nie)zwyklejsze tosty.
Grecy długo siedzieli na plaży, a jedna rodzina towarzyszyła nam aż do późnego wieczora. Lubimy te chwile…
Nastała noc i zostaliśmy na plaży sami…
Dobranoc!