Na granicy grecko-macedońskiej zameldowaliśmy się jeszcze przed świtem. Chcieliśmy uniknąć kolejek, a cały dzień drogi przed nami.
Macedonię znamy jedynie z drogi. Zatrzymujemy się zwykle tylko na tankowanie, a okazjonalnie na nocleg.
Przy wyjeździe z Macedonii do Serbii ledwie kilkanaście samochodów, leniwie. W drugą stronę ruch zdecydowanie większy.
Do Niszu jedziemy drogą krajową, zatrzymujemy się w Dżep.
Idziemy zjeść drugie śniadanie, ale nie w znanym szeroko motelu tylko w knajpce po drugiej stronie ulicy.
Odpoczęliśmy i ruszamy w dalszą drogę. Normalnie napisalibyśmy “byle dojechać do autostrady”, ale ponieważ dysponujemy tylko czterema biegami, dlatego autostrada kojarzy nam się dzisiaj z prędkością maksymalnie 80 km/h oraz wyciem silnika. Całe szczęście przed Belgradem autostrada się kończy 😉
Dalej już autostradą docieramy do granicy serbsko-węgierskiej. Ku naszej uciesze nie ma wielu samochodów.
Za granicą kierujemy się prosto do Roske. Tutaj zawsze możemy spokojnie i bezpiecznie zanocować. Dobranoc!