Dzisiaj postanowiliśmy pojechać nad morze.
Zamiar był prosty: znaleźć ładne miejsce nad morzem. Najpierw odwiedziliśmy nieduży kemping ze świetną atmosferą polecany w internecie. Okazało się, że do morza to kawał drogi a i tak nie było miejsc. Pojechaliśmy więc w jedno z miejsc widocznych w aplikacji Park4Night – zaskoczenie, ale zakaz dla kamperów. Zatrzymaliśmy się więc przy głównej drodze o poszliśmy szukać pieszo… Schodziliśmy naprawdę kawał wybrzeża, szukaliśmy już tylko miejsca gdzie można się zanurzyć!
Mapka sugeruje mnogość plaż, w praktyce było kilka, ale…
Każda z plaż to trochę żwiru i kamienie, brzydkie nieprzystępne miejsca. A morze tutaj szaleje, zapomnijcie o kąpieli.
Wróciliśmy dać szansę jedynej dobrze zapodającej się plaży, ale zdaje się płatnej… Najpierw przeszliśmy wzdłuż zaparkowanych łódek- myśleliśmy że w końcu znajdziemy coś na cały dzień.
Plaża okazała się być w całości płatna i to horrendalne ceny (parasol i dwa leżaki 80 euro za kilka godzin!), mimo to zatłoczona (ale to zrozumiałe, jeśli nie ma w pobliżu normalnych plaż).
Na domiar złego możliwości kąpielowe w tym miejscu urągały naszym wyobrażeniom o kąpieli w morzu.
Niejako z obowiązku poszliśmy jeszcze na plażę ogólnodostępną.
To tylko przyśpieszyło powrót do kampera. Pojechaliśmy dalej z niewielką nadzieją, że może coś dalej… Niestety żadne z miejsc nie zachęcało nas do zatrzymania, ponadto i tak zwykle nie było gdzie zaparkować.
Szala goryczy została przelana, postanowiliśmy jechać prosto do Pisy, na parking dla kamperów polecany w internecie. Ze względu na strefę ekologiczną oraz gabaryty naszego pojazdu dostać się tutaj wcale nie było łatwo. Poza tym okazało się, że prąd jest ale o klimatyzacji możemy zapomnieć (o co chodzi z tymi zabezpieczeniami na 3 ampery w Italii???).
Chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Droga do niego prowadzi wzdłuż zabytkowego akweduktu.
Nie przepuszczamy okazji i wstępujemy na lody.
Nie śpiesząc się zbytnio docieramy do celu, naszego i dziesiątek innych, okazało się 😉
Niesamowite uczucie: oglądać ją setki razy w książkach, filmach, internecie… Na żywo robi spore wrażenie, aczkolwiek nie decydujemy się na zwiedzanie wnętrza. Obowiązkowe zdjęcia jak podpieramy wieżę jednak robimy 🙂
Na niedużej przestrzeni między wieżą a katedrą zebrał się cały świat. Mamy wrażenie, że widzimy reprezentantów każdej z nacji. Ostatni rzut oka na największe atrakcje Pizy.
W drodze powrotnej podziwiamy uliczną roślinność i architekturę.
Zatrzymuje nas rzeka Arno. Uderza nas, że właściwie jesteśmy tu prawie sami.
Spacerujemy jeszcze chwilę, kiedy Marianna przekonuje nas byśmy zatrzymali się w skromnym lokalu na deptaku. Zimne piwo pozwala się ochłodzić, poza tym jesteśmy już głodni.
Spędzamy tutaj godzinę, może dwie? Jedzenie jest smaczne, ceny przystępne, atmosfera przemiła… Siedzimy tak i obserwujemy przechodniów, aż robi się ciemno. Ruszamy szukać kampera… Przy rzece spotykamy tym razem tłumy!
Na koniec dnia Pisa jawi nam się miastem otwartym i tolerancyjnym.
Do kampera wracamy z uczuciem, że to chyba najbardziej do tej pory udany wieczór naszej toskańskiej eskapady!