w nocy zrobiło się zimno i nieśmiało pojawił się śnieg. dla nas to ewidentny sygnał do powrotu. opróżniliśmy nieczystości i pożegnaliśmy się z kotem-rezydentem
jeszcze kilka spojrzeń na plac oraz towarzyszy dzisiejszej nocy i wyjazd!
do wyboru mieliśmy popłynąć promem do Priwall, ale powrót przez tunel w stronę Lubeki okazał się tańszy, szybszy i wygodniejszy. przed Lubeką skierowaliśmy się drogą nr 104 w kierunku autostrady A20. jeszcze przed Schonberg minęliśmy wagę gotową do ważenia samochodów- unikajcie tej drogi przeładowanymi kamperkami!
autostradą przejechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów, ale w okolicy Neukloster ta zaczyna biec na północny wschód do Rostocku i jeszcze wyżej, więc pojechaliśmy dalej drogą nr 104. klimaty stawały się coraz bardziej śnieżne, ale okolice nam się podobały. w Teterow zgubiliśmy drogę, bo okazało się, że Niemcy trochę inaczej niż my wyznaczają objazdy i przeoczenie jednego znaku może kosztować stratę czasu i paliwa… dzięki uprzejmemu Niemcowi w czapce uszance straciliśmy tylko pół godziny. za Neubrandenburg wjechaliśmy znowu na autostradę, aby niecałe 70 km dalej wyjechać na drogę ku naszej granicy. przed Pasewalk na wszelki wypadek zatankowaliśmy 10 litrów paliwa.
akurat była pora obiadu, a nie chciało nam się nic samemu robić. wjechaliśmy do wymarłego miasta, udało nam się zlokalizować tylko dwie restauracje. jedna “chińska” na piętrze nad marketem “Netto”, a druga- “kebab”. myśleliśmy o tradycyjnej niemieckiej gospodzie, ale z braku laku wybraliśmy kuchnię turecką. szliśmy z pewną obawą, zostawiając auto na zupełnie pustej ulicy, ale głód wygrał ze strachem.
lokal w środku bardzo przaśny, taki socrealistyczny. za barem dwóch Turków, sympatycznych skądinąd, a przy stolikach kilka osób, ubranych po “enerdowsku”. nie powinno się oceniać ludzi po ubiorze, ale nie da się uniknąć pewnych skojarzeń. wyglądali jak my na przełomie lat 80/90…
dziewczyny zjadły sznycle, które okazały się inną wersją naszych schabowych, a my kebaba, tylko jedno na talerzu, a drugie w placku. wprawdzie głód jest bardzo dobrą przyprawą, ale obiektywnie było smaczne i stosunkowo niedrogie. do tego znakomite piwo z browaru w Lubz…
jazda po niemieckich drogach, nawet tych niższej kategorii jest przyjemnością, wraz z przekroczeniem granicy wjechaliśmy w inną rzeczywistość drogową. najpierw dziury w Szczecinie, a potem koszmar na drodze S3/S6 w okolicy Puszczy Goleniowskiej- to już prawdziwy skandal!!!
dalej było już znośnie, aż dojechaliśmy do Starych Babic, naszego stałego miejsca noclegowego na tej trasie. mogliśmy wprawdzie jechać dalej, ale nie lubimy wracać do domu w nocy…
rano zima wróciła na całego, lekkie opady towarzyszyły nam aż do Gdańska. zatrzymaliśmy się tylko w Wejherowie na stacji BP- świetne hotdogi mają w bardzo smacznych bułkach 🙂
do domu wracaliśmy w mieszanych nastrojach. cieszyliśmy się na spotkanie z naszą babcią i kotami, ale tęskniliśmy za przygodą która się właśnie kończyła… przejechaliśmy ponad 2000 km, zobaczyliśmy więcej niż się spodziewaliśmy. po raz kolejny przekonaliśmy się, że Niemcy to kraj w którym kamperowanie jest ogromną przyjemnością. niestety podobnie jak i u nas poza sezonem nie można skorzystać z większości atrakcji, dlatego trzeba dobrze planować podróż, by się nie rozczarować… jedno jest pewne- mają bogatą bazę bezpiecznych miejsc noclegowych oraz stacji serwisowych i tego właśnie nam w Polsce brakuje!