Categories Ustroń na długi weekend
Marzenia sie spelniaja... Jedne szybko, inne troche pozniej- najwazniejsze, zeby nie przestawac marzyc!
Kiedy 8 lat temu wyjezdzalam ze Szczyrku, po krotkim pierwszym spotkaniu z moim przyszlym mezem obiecalam sobie, ze wrocimy tu razem jeszcze kiedys- nie myslalam, ze wrocimy z przychowkiem!:)
Z naszego kempingu w Ustroniu ruszylismy w kierunku Szczyrku przed 9 rano. Chcielismy uniknac kolejek na wjazd na Skrzyczne i miec duzo czasu na zwiedzanie po zjezdzie. Jechalismy przez przelecz Salmopolska i zatrzymalismy sie na niej na moment, zeby zrobic kilka zdjec i podziwiac panorame gor. Bardzo lubie wlasnie takie gory porosniete drzewami, nie lyse skaly, ktore mnie lekko przerazaja, ale przyjazne i kudlate:) Po chwili ruszylismy dalej kreta droga i niedlugo bylismy w Szczyrku.
Przy wjezdzie od strony przeleczy mijalismy muzeum zbojnikow z trzema atrapami wisielcow, ale nie zdecydowalismy sie na przystanek z 6 i 4-latka na pokladzie- zbyt makabryczne jednak dla malych dzieci.
Zatrzymalismy sie niedaleko stacji wjazdowej na Skrzyczne- mozna parkowac wzdluz chodnikow, jest duzo miejsca o tej godzinie. Slonce mocno juz grzalo, ale mimo to zabralismy dziewczynom cieple bluzy do plecakow. Potem okazalo sie, ze slusznie:)
Kolejki do kasy nie bylo. Tuz przed nami na gore wjezdzaly kegi z piwem do schroniska:) Jechalismy wiec w milej kompanii;)
Poczatkowo mielismy zamysl, aby wjechac tylko do polowy trasy- do Jaworzyny, a dalej pojsc pieszo niebieskim szlakiem, ktorym droga trwa ok godziny, ale pan w kasie spojrzawszy na nasze nieduze corki poradzil, zeby pierwszy raz raczej zejsc z gory niz sie na nia wdrapywac:) Posluchalismy grzecznie i po chwili stalismy na pomoscie w oczekiwaniu na krzeselka.
Trudno opisywac to co widzi sie jadac na szczyt- piekno w czystej postaci! Dosc powiedziec, ze mialam gesia skorke i lzy w oczach... Nasze panny zachwycone i szczesliwe oddychaly pelna piersia, podziwialy paprocie pod naszymi nogami, swierki i jarzebiny... cudnie!
Przesiadka w Jaworzynie i ponowny wjazd juz na szczyt. Schronisko nas rozczarowalo. Ceny kosmiczne, nieadekwatne do tego co oferuja. Licza na to, ze jak turysta juz tak wysoko wjedzie/wejdzie to cos zamowi i chyba nigdy ich ta maksyma nie zawiedzie :( Brak tutaj schroniskowej atmosfery... Byc moze grill na zewnatrz lepiej wychodzi, ale my chcielismy dzieciom pokazac schronisko, w koncu bylismy na szczycie gory!
Toaleta platna rowniez dla gosci schroniska, kolejka do przybytku wedzi sie w dymie papierosowym pani obslugujacej (czytaj: pobierajacej oplate) WC:( Pozostal niesmak. Szybko (po zjedzeniu drugiego sniadania) ewakuowalismy sie z budynku.
Jeszcze tylko pare krokow na sam szczyt, zebysmy mogli powiedziec, ze bylismy na samej gorze:)
Aha! Roznica temperatur miedzy dolem, a gora jest spora: na dole 24 st, a na szczycie 13! Przydaly sie cieple bluzy.
Na szczycie podjelismy decyzje, ze schodzimy na piechote do Jaworzyny. Dziewczynki obiecaly, ze dadza rade wiec spokojni, że nie wybuchnie bunt na szlaku ruszylismy sciezka w dol. Nad naszymi glowami szybowaly ptaki oraz ludzie marzacy o skrzydlach:)
Trzeba byc ostroznym, bo na niektorych odcinkach szlakiem pieszym poruszaja sie milosnicy ekstremalnej jazdy rowerowej. Pedza na leb i szyje po kilku naraz i w przeciwienstwie do pieszych sa ubrani w ochraniacze i kaski- nie zwazaja zbytnio na ludzi
Droga jest stroma, roi sie na niej od kamieni usuwajacych sie spod nog, wije sie mocno. Przydaja sie dobre buty, najlepiej juz rozchodzone i trzymajace noge w kostce chociaz w zwyklych trampkach tez mozna jak sie okazalo:) Bardzo mily jest zwyczaj pozdrawiania sie na szlaku- czasem mijalismy kilku turystow wspinajacych sie w gore i robilo sie na moment gwarno od ogolnego "dzien dobry":)
Wedrujac dziewczynki mogly zobaczyc jak zbudowana jest gora. Widac bylo kamienna strukture, poziome ukladanki z kamienia poprzerastane korzeniami drzew.
Szlak niebieski, ktorym szlismy mial okreslony usredniony czas na ok. 1 godzine. My weszlismy na polane Jaworzyny po ok 45 minutach! Kiedy osiagnelismy cel koszulki pod plecakami byly mokrusienkie, ale usmiech nie schodzil nam z twarzy- wysilek powoduje, ze czlowiek czuje sie szczesliwy:)
Jestesmy bardzo dumni z naszych malych turystek:) Mlodsza corka z rozpedu obiecala nawet, ze na nastepna gore to ona bedzie sie wspinac! Nie wiedziala, ze okazja na spelnienie obietnicy nadarzy sie juz nastepnego dnia:))
Po malym posilku na polanie zjechalismy w dol i poszlismy szukac naszych sladow sprzed 8 lat: Willi Maggie, Galerii Sztuki i Gospody Bajka (zapamietanej przeze mnie jako Karczma;) Szczyrk pokazal nam sie duzo wiekszy niz kiedys, bogatszy o nowe budynki: knajpki, hotele, sklepy. Zaskoczyl nas milo cenami: zarowno jedzenie w restauracjach, zabawki dla dzieci (dmuchane zamki, karuzelki) jak i pamiatki mialy calkiem przyzwoite ceny (w przeciwienstwie do Leby, np!)
Pierwszym przystankiem byla obiecana dziewczynkom atrakcja: dmuchany zamek plus dodatki:) Mialy sile, zeby skakac i biegac, a my z przyjemnoscia wyciagnelismy nogi w cieniu;)
W Galerii kupilismy kolejnego kota do kolekcji, Willi Maggie pomachalismy reka (lza sie zakrecila w oku), a w Gospodzie Bajka postanowilismy zjesc obiad. To niewiarygodne, ale do stolika podszedl ten sam kelner co wtedy:) Zamowilismy kociolek kurewsko ostry i kwasnice dla nas oraz ogromne nalesniki z jagodami dla corek:) Bylo pysznie i bardzo sympatycznie.
Dopiero po wyjsciu z restauracji z pelnymi brzuchami uswiadomilismy sobie, ze auto czeka na nas daaaleko;) a slonce swieci mocno, a nogi bola, oj bola:) Pol godziny pozniej dziewczyny padly w fotelikach i zasnely, a my marzylismy o zimnym piwie w cieniu na kempingu;)
Jutro Czantoria!