przed kolejnym, tym razem już naprawdę wolnym, weekendem nerwowo obserwowaliśmy prognozy pogody. przewidywane wcześniej ciepłe dni miały okazać się chłodne, a przez Polskę przechodzić fale deszczu, wobec tego postanowiliśmy jechać niedaleko, żeby w razie załamania się pogody wrócić przed czasem. stanęło na łebskich wydmach.
wyruszyliśmy w piątkowe przedpołudnie, dzięki czemu uniknęliśmy korków. droga przez Sopot i Gdynię była wyjątkowo znośna. dalej Rumia, Reda, Wejherowo... tutaj zauważyć chciałem, że na całej trasie przez Wejherowo podniesiono prędkość do 70 km/h, wcześniej oczywiście sporo inwestując w bezpieczne skrzyżowania. większa szybkość skutkuje mniejszą ilością wypadków, bardziej komfortową i ekonomiczną jazdą. mam nadzieję, że w Trójmieście prędzej czy później pójdą tym śladem i większa część centralnej arterii zostanie objęta takimi samymi parametrami.
przed Lęborkiem Hołowczyc zaproponował skrót, a ja dałem się zwieść. widoki całkiem ładne, ale droga miejscami bardzo wąska, dziurawa, co w połączeniu z intensywnymi opadami deszczu nie dawało poczucia bezpieczeństwa ;-(
tuż przed Łebą deszcz przestał padać i tak nawigacja doprowadziła nas pod bramę kempingu. wspomnę tutaj, że podczas całego pobytu widzieliśmy sporo tablic innych kempingów, ale ani jednej tablicy "Ambre", ani "Przymorza". to nieładnie, ale czy to nie dlatego, że nie muszą się reklamować, a chętni zawsze znajdą? inną sprawą jest czy znajdą tutaj dla siebie w sezonie wolne miejsce... tak czy siak bez nawigacji byśmy się naszukali.
zatrzymaliśmy się przy recepcji i tak się zaczęła nasza łebska przygoda...
brama wjazdowa "Ambre" sugeruje, że wjeżdżamy na luksusowy kemping.
rzeczywiście jest luksusowo biorąc pod uwagę nasze polskie standardy.kemping ma również wady, ale o tym później. sporo zainwestowano w to miejsce, panuje tutaj ład i porządek. obsługa kempingu i jej działanie są widoczne każdego dnia. wynająć można również domki, mają one przyporządkowane miejsca postojowe (w cenie). parcele wyznacza przede wszystkim żywopłot. dla bardziej wymagających mogą się okazać za małe. parkowanie samochodu przy przyczepie możliwe za dodatkową opłatą, obsługa zachęca do parkowania pojazdów poza kempingiem (przy drodze, nie mieliśmy w tych dniach problemów ze znalezieniem miejsca). ciekawostką jest odrębne pole dla młodzieży położone blisko recepcji, po to by kontrolować zachowania młodzieży ;-)
na kempingu działają dwa pełne węzły sanitarne przyzwoitej jakości, aczkolwiek widziałem np. połamaną deskę sedesową. oto węzeł tuż przy placu zabaw dla starszych dzieci (wnętrz nie fotografuję): oprócz tego działają jeszcze umywalki polowe (pod wiatą).
wydzielono miejsca do obróbki ryb, można korzystać z pralki. kemping jest w zgodnej opinii dosyć drogi, ale za to ciepła woda w prysznicu bez ograniczeń, można się myć do woli ;-)
tuż przy recepcji jest wydzielone miejsce do opróżniania wc chemicznego. było jeszcze jedno takie miejsce przy "naszym" węźle sanitarnym, ale to po prostu dziura w ziemi z odpływem rurą, nakrywana blaszaną pokrywą, niezbyt wygodne w użytku. na kempingu sporo kamperów, a nie widziałem miejsca zrzutu brudnej wody. widać, że na kempingu korzysta się wyłącznie z infrastuktury kempingowej.
kemping jest przyjazny dzieciom. plac zabaw dla maluchów przy wjeździe, a drugi duży plac zabaw dla dzieci na skraju kempingu. Urządzeń sporo i całkiem ciekawe. poniższe zdjęcie prezentuje coś dziwnego. pomiędzy dwoma słupkami naciągnięto stalową linę, opleciono ją grubymi linami tworząc coś na kształt banana. niestety wyglądało jak zgniły nadgryziony owoc, w dodatku przemoczony po wcześniejszej ulewie- dla mnie abstrakcja ;-( za płotem widzieliśmy sporo kamperów i przyczep na kempingu "Przymorze". ten kemping to tak naprawdę sosnowy las, panuje duża swoboda ustawiania, łatwo znaleźć tutaj cień. w przeciwieństwie do "Ambre" można ustawić się w kilka załóg, blisko siebie tworząc wspólne gospodarstwo. niestety nie mam zdjęć kempingu, coś można zobaczyć na poniższych zdjęciach moich pociech... w Łebie jest wiele innych pól kempingowych, ale te co widziałem z zewnątrz nie zrobiły na mnie dużego wrażenia, szczególnie legendarny "Intercamp", który zmienił właściciela i pewnie trochę potrwa zanim powstanie tutaj "nowa jakość".
tytułowy "Ambre" poza sezonem nie jest zapełniony i jest całkiem przyjemnie. w sezonie raczej tutaj nie zawitam, jak i zresztą do Łeby w ogóle. tłumy, drogo i odpustowo.
Łeba to takie odpustowe miasteczko, poza sezonem nieruchawe, w sezonie nie do zniesienia- według relacji tych co przeżyli ;-)
pierwszego dnia pobytu do godzin popołudniowych przelotnie padał deszcz. dziewczyny ubrane w kalosze i kurtki przeciwdeszczowe nie przepuściły żadnej kałuży
plaża momentami bardzo się zwęża, wskutek regularnego zabierania jej przez morze, dlatego rokrocznie prowadzone są syzyfowe prace, by ją poszerzyć. w tej chwili sprzęt pracuje na plaży centralnej ("A") w okolicy hotelu "Neptun". zmarzliśmy więc skróciliśmy swój spacer i przez wydmy i las wróciliśmy na kemping.
zabawki na placu zabaw były dosyć mokre dziewczynki musiały więc trochę popracować ze ścierką ;-) wyciągnąłem krzesła i tak przy piwie i paluszkach minął wieczór... noc miała minąć szybko- następnego dnia czekały nas wydmy!
Juz dawno obiecalismy dziewczynkom, ze zobacza pustynie:) O ruchomych piaskach w Lebie slyszalam rozne opinie, ze przereklamowane, ze tlumy ludzi jak na pielgrzymce albo odwrotnie- pelne zachwytu opisy przyrody tego unikatowego miejsca pomiedzy morzem, jeziorem i niebem.
Na parking w Rabce podjechalismy dosc wczesnie, bylo kilka aut osobowych i kilka kamperow. Cena 4 zl za godzine postoju.
Kiedy juz doszlismy do celu, dziewczynki zdjely buty i zaczelismy nasza wspinaczke na gore. Kiedy ja tam dotarlam ze wzruszenia mialam lzy w oczach! Coz za piekny i niespotykany widok ukazal sie naszym oczom! Bialy, az oslepiajaco bialy piasek, po lewej stronie blekit jeziora Lebsko, a po prawej niebo zlewajace sie z morzem....czyste i jasne barwy, ascetyczna roslinnosc i ostre powietrze. Poczucie wielkiej swobody, przestrzeni i chec zamkniecia oczu na dluzej, zeby chlonac ten moment...piekne! Mielismy szczescie, ze o tej porze jeszcze niewielu turystow dotarlo na ruchome piaski. Moglismy w miare kameralnie cieszyc oczy tym cudem przyrody!
Poszlismy w kierunku plazy, po drodze mijajac tablice informacyjna co robic w razie spotkania na plazy foki- coraz czesciej mozna je znalezc na plazy. Dziewczynki zmoczyly stopy w otwartym morzu, zabraly kilka kamykow na pamiatke i zaczelismy powrotna wedrowke. Tym razem wsiedlismy do meleksa- juz nie dalibysmy rady wracac na piechote:) Panny pokonaly w sumie prawie 8 km! Po powrocie, przy kasach okazalo sie, ze czeka nas mila niespodzianka- nasze panny podrozowaly gratis:) Dziekujemy!
Cala wyprawa zajela nam 3 godziny.
Na pewno wrocimy tu jesienia, idealny bedzie cieply wrzesien, juz z wlasnymi rowerami i przyczepka dla dziewczyn. Wezmiemy koc piknikowy, walowke i spedzimy wiecej czasu na tej naszej pustyni:) Potem spluczemy pustynny kurz w morzu:)
z wycieczki na wydmy wróciliśmy głodni, więc szybko się przebraliśmy i ruszyliśmy w poszukiwaniu lokalu na obiad. żona jeszcze z samochodu wypatrzyła lokale przy kanale biegnącym od kanału portowego do jeziora Sarbsko. dotarliśmy tam, faktycznie wspaniałe galerie nad wodą
niestety gastronomia w tym miejscu jeszcze nie działała, można było się tylko wybrać w morski rejs. lokale z drugiej strony kanału pozbawione były o tej porze dnia słońca i jakoś nie przypadły nam do gustu, ruszyliśmy więc z powrotem.co chwila mijały nas melexy i ciuchcie, którymi można się dostać w kierunku Rąbki (wyrzutnia rakiet, jezioro Łebsko, wydmy). po drodze widzieliśmy tablicę pamiątkową informującą, o miejscu w którym kilka lat temu włodarze Łeby zakopali "skrzynię czasu", czyli pojemnik z przedmiotami charakterystycznymi dla czasów, w których żyjemy mający być ciekawą pamiątką dla potomków. dzieciom pozwoliliśmy się pobawić w automatach, ale jak zobaczyliśmy karocę Kopciuszka to my ledwie powstrzymaliśmy się od przejażdżki ;-) racjonalizatorski pomysł właścicieli trochę mnie zaskoczył: zwykle wystarczała dwuzłotówka, by wprawić je w ruch. zdaje się, że w którymś mieście i złotówka, ale w Łebie musi być drożej (3 zł), więc na koniach dziewczynki zrobiły sobie zdjęcie i podziękowaliśmy. tak dla zasady! mijaliśmy wiele lokali z ogródkami letnimi, ale na próżno było szukać w nich klientów. po długich poszukiwaniach spodobał nam się Bar pod Strzechą na dworze wiatr się wzmógł, weszliśmy więc do środka. wystrój wnętrza interesujący, ale dosyć ubogie menu. u nieprzytomnego pana z obsługi zamówiliśmy naleśniki i szarlotkę, bo nic innego nam nie pasowało, a i to okazało się niejadalne- potwornie słodkie słodyczą, która zabijała zdolność rozpoznania co i z czego zostało wykonane. dodać należy, że przy sąsiednim stoliku pan z laptopem zagłuszał subtelną muzykę, którą puszczano w lokalu pokazując z dźwiękiem filmiki z YouTube pani, która a to chwilę siedziała obok niego, a to szła do baru, wracała i z powrotem, i...
zostawiliśmy niezjedzony deser i opuściliśmy to koszmarne miejsce z zamiarem zjedzenia czegokolwiek w przyczepie.
po drodze "zatrzymało" nas "Tyskie" w ogródku restauracji Królewska, a dzieci w tym czasie bawiły się tuż przy naszym stoliku na bardzo fajnym placu zabaw. przy kempingu "chwyciliśmy się brzytwy" i spojrzeliśmy w menu restauracji "Aquarium" mieszczącej się tuż przy bramie wjazdowej. wydało się ciekawe, więc poszliśmy się do przyczepy przebrać. wróciliśmy tutaj ponownie. wnętrze urządzone marynistycznie, dzieciom czas oczekiwania na posiłek zajmowała kontemplacja kilku akwariów, zabawa kołem sterowym czy wpatrywanie się w wodę spadającą z kaskady, a w małym bajorku pływały karpie koi.
polecam ten lokal, bo w przyjemnej atmosferze zjeść można wspaniałą pizzę z pieca, smakowite spagetti carbonara czy napić się piwa, a wszystko w bardzo atrakcyjnych, nie tylko jak na Łebę, cenach. nawet "Heineken" z dyszla kosztował mniej niż jakiekolwiek piwo we wcześniej odwiedzanych barach i restauracjach.
architektura Łeby to przysłowiowe "od sasa do lasa", ale spodobała nam się jedna chata w rybackim stylu sobotni wieczór dokończyliśmy na kempingowym placu zabaw i w przyczepie...
W niedzielne przedpołudnie w spokoju zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy się w drogę powrotną do Gdańska.
Tuż przed wyjazdem odbyłem krótką rozmowę z recepcjonistką i dowiedziałem się, że kemping ma wiele problemów z Niemcami, którzy dosyć często odjeżdżają nie zapłaciwszy należności za pobyt. Pozostawiają wprawdzie w depozycie paszporty, ale kemping nawet nie próbuje ich odsyłać, czy też ściągać należności. Niemcy podobno ubezpieczają w kraju swoje paszporty i po zgłoszeniu zagubienia jeszcze na tym zarabiają. Nierzadko przyjeżdżając grupą kradną prąd płacąc za jednego podłączonego, rozdzielając go przedłużaczami po wszystkich, a przy wyjeździe często odcinają wtyczkę. Znajomi mówią, że to DDRowcy.
W każdym razie wyjechaliśmy z gościnnego nam kempingu, przejechaliśmy głównymi ulicami Łeby łamiąc przepisy drogowe (3,5t) i udaliśmy się w drogę do Gdańska. Mieliśmy zamiar zatrzymać się w ogrodzie ornitologicznym pod Łebą, ale nie zauważyliśmy drogowskazu i zmyliliśmy trasę. Myśleliśmy przejść się do latarni Stilo, ale w pobliskim Siecinie wylądowaliśmy około 12 i nie było czasu na latarnię, bo na 13 mieliśmy zarezerwowany stolik w legendarnej restauracji Ewa Zaprasza...
Wieś Sasino jest ładna, ale zadziwiło nas, że właśnie tutaj na niedzielne obiady zjeżdża się nawet mieszkańcy Trójmiasta, a wiele osób będących w tych okolicach nie może tego miejsca ominąć. Miejsce dosyć niepozorne, ale kryje w sobie prawdziwą perełkę: swego rodzaju świątynię kulinarną, oazę na pustyni gastronomii, nie tylko lokalnej, ale i w skali całego kraju.
Obiad był wspaniały. Ceny nie są niskie, ale jedzenie smaczne i porcje obfite. Warto chociaż raz odwiedzić to miejsce.swojski polski klimat, przed wyjściem można chwilę spocząć na wygodnej sofie ;)
Wycieczka była bardzo udana, mimo to po obiedzie ruszyliśmy w drogę, by czym prędzej znaleźć się w domu ;)