Budzimy sie wczesnie i razno pedzimy dalej w strone gor.

W Szklarskiej Porebie (to nasz pierwszy punkt programu) szukamy najpierw kempingu “Pod ponura malpa”- okrutnie podoba nam sie nazwa:) Okazuje sie, ze jest dosc daleko od centrum i nie ulatwia zwiedzania. Kolejne miejsce, ktore polecil nam Straznik Miejski to pole namiotowe w samym centrum Szklarskiej. Zjazd jest bardzo stromy i krotki: na dlugosc (albo i nie) naszego auta, a miejsca na placyku tez malo…Po chwili znajdujemy bezplatny, duzy parking (N 50 49 20.27 E 15 31 32.05), z ktorego mamy tylko 800 metrow do wyciagu na Szrenice!

Panny sa gotowe w tempie ekspresowym:)

Pogode mamy sliczna! Spotykamy pierwszy wizerunek Ducha Gor…

..przystojniak, prawda?;)
Idziemy dalej w gore. Mijamy budynek muzeum z ekspozycja mineralow i szkieletow dinozaurow.

Widac, ze miejscowosc ciagle sie rozwija- powstaja wielkie apartamentowce! Dobrze, ze chociaz utrzymane sa w “stylu” i nie strasza super nowoczesna architektura.

Nam jednak najbardziej podobaja sie stare goralskie domy…

Docieramy do stacji wyciagu. Gdzies tu jest nasz szlak…

Plan mamy taki: wjazd krzeselkami na Szrenice, a potem piechota w dol kolo wodospadu Kamienczyka. Dziewczyny policzyly czas i twierdza, ze dadza rade! Tylko czy MY damy?;) Wprawy zadnej nie mamy tylko duzo checi i optymizmu;) Jak dzieci!

Kolejka do kasy niewielka wiec po chwili male emocje zwiazane z wskoczeniem na krzeselko….

…i juuuuz!:) Szybujemy nad ziemia…

W dole widzimy odwaznych rowerzystow ekstremalnych- beda zjezdzac ze stoku na swych stalowych rumakach!

Jest bardzo cicho….pod nami podmokly las.Slyszymy delikatny szmer strumyczkow, ktore plyna w dole…


Zblizamy sie do miedzyladowania na stacji posredniej- tu mamy przesiadke na drugi kurs: juz na sama gore! Musimy jeszcze kupic bilety wstepu do Parku Narodowego bo wlasnie na jego terenie znajduje sie nasza trasa powrotna.

Dojazd na szczyt jest stromy. Momenty, w ktorych kolejka zatrzymuje sie na chwile nie sa komfortowe;)

W dole miasteczko wyglada jak zabawka z klockow:)

Pod nami juz tylko kosodrzewina- las sie skonczyl. Zrobilo sie chlodniej…

Bardzo lubie gory, ktore nie sa ‘lyse’- takie porosniete lasami zdaja sie byc bardziej przyjazne:) Pieknie tu!


Siadamy na szczycie, zajadamy kanapki. Jeszcze fotka dla uwiarygodnienia naszego miejsca…

…i jedna na tle nieba…

I zaskoczenie! Nie mialam pojecia, ze schodzi sie z gory…deptakiem:)

Ruszamy wiec na szlak:) Raznym krokiem!

Tyle mamy do wodospadu i do ‘domu’:) Phi!;)

Po niedlugim czasie robi nam sie troche cieplej…dochodzimy do polozonego nizej schroniska.

Zaczynamy czuc miesnie w nogach, o ktorych istnieniu nie mielismy pojecia;) Przypominamy sobie, ze zejscie z twierdzy Palamidi w Nafplio bylo duzo trudniejsze niz wejscie i podejrzewamy, ze popelnilismy blad:) Trzeba bylo wspiac sie na Szrenice i zjechac kolejka linowa:)) Teraz juz jednak za pozno na takie refleksje: idziemy! Raz, dwa, lewa!;)

Kiedy po “trzech godzinach” marszu zatrzymujemy sie na chwile, zeby odpoczac- okazuje sie, ze przeszlismy dopiero 1,5 km!;) No ladnie;) Nasz deptak zamienia sie w lesna droge wybrukowana kocimi lbami- lepiej idzie sie po poboczu.

Slyszymy juz szum Kamienczyka! Jego forpoczta towarzyszy nam z lewej strony drogi…piekne!


Widzimy transport dla leniuszkow;)

Jest tez schronisko- mozna sie posilic i odpoczac. Tuz obok bohater tego miejsca: wodospad Kamienczyka!

My jednak nie korzystamy z podwozki:) Nie honorowe by to bylo! Las wokolo taki sliczny wiec marsz to sama przyjemnosc- mimo obtartych nog. Nie mamy profesjonalnych butow do gorskich wedrowek tylko takie na niziny:)


Dziewczynkom frajde sprawia przechodzenie po kamieniach przez wode- w kilku miejscach rzeczka wylewa na droge i powstaje naturalny plac zabaw:)

W koncu docieramy do cywilizacji:) Schodzimy do kampera, zmieniamy buty na wygodniejsze- letnie- i ponaglani przez burczace z glodu brzuchy idziemy na obiad. Marzy nam sie smaczne (najlepiej regionalne) jedzenie w milych okolicznosciach przyrody. Te warunki spelnia restauracja Sw. Lukasz!


Co by tu zamowic…

Prosimy w takim razie: kwasnice…

…placek z gulaszem…

..pierogi i mieso w chlebie- ze smieszna czapka;)


Obzarci nieprzyzwoicie- wszystko smaczne!- wracamy do kampera. Jest juz dosc pozno. Naszego domu na kolach pilnowal miejscowy ochroniarz:)

Owiani gorskim wiatrem, z rozgrzanymi miesniami przykladamy glowy do poduszek:) Raduje nas mysl, ze to dopiero poczatek naszej gorskiej przygody! Jutro Karpacz!