Dzisiejszy dzien bedzie pelen atrakcji! Juz wiemy, ze zbyt malo czasu zarezerwowalismy sobie na zwiedzenie tej krainy- musimy tu wrocic!
Raniutko jedziemy do odleglych o 7 kilometrow Kowar. Znajduje sie tam park miniatur (N 50 47 56.03 E 15 50 04.47). W pierwotnych zalozeniach mialy tam byc prezentowane miniaturowe zabytki Dolnego Slaska, ale skonczylo sie miedzynarodowo:)
Dojazd do parkingu dziwny…jestesmy na terenach fabryczno- magazynowych…
Atrakcja jest czynna od 9 rano wiec budzimy dziewczyny i jemy sniadanie. Zaczyna lekko mzyc…nie zraza nas to jednak! Z okien kampera widzimy cuda za plotem:)
Zwiedzanie odbywa sie pod kierunkiem przewodnikow- mowia w roznych jezykach:) Koszt dla naszej rodziny to 56 zl, jesli zwiedzalismy juz polozone niedaleko sztolnie to otrzymujemy 10% rabatu- w druga strone tez to dziala;) Pani oprowadzajaca opowiada o kazdej miniaturze, czasem rzuci jakas anegdote…Budowle sa dopracowane, detale idealne- podziwiamy ogrom pracy jaka musieli wlozyc w swe dziela tworcy!
…Swiatynia Wang jak zywa!
…Zamek Ksiaz- najwieksza miniatura, nie jest chowana na zime ze wzgledu na swoje gabaryty:)
…Stara Papiernia- cudna!
Kosciol Pokoju- chcialabym zobaczyc na zywo!
Dziewczynki bez trudu wspiely sie na Sniezke;)
Sa tez obiekty pod dachem…
…jest nawet budynek muzeum z Karpacza, ktore chcemy jutro odwiedzic!:)
Zachwycanie sie tymi cudenkami zajelo nam prawie 2 godziny!:) Kamper poslusznie czekal otoczony wiekszymi bracmi…;)
Jedziemy teraz do sztolni gdzie wydobywano uran- dla nas zupelnie nieprzydatny, ale dla naszych sasiadow i owszem;) Kopalnia wedle zapewnien jest bezpieczna dla zwiedzajacych.
Zostawilismy auto na parkingu (N 50 45 49.32 E 15 50 43.58) za ktory zaplacilismy 10 zl. Wczesnie rano mozna podjechac az do sztolni (wszystko najlepiej zwiedzac z rana), mozna szukac tez darmowych miejsc przy drodze ponizej parkingu, przynajmniej dopoki nie postawia znakow zakazu). Do samych sztolni trzeba dojsc niecaly kilometr pod gorke droga wiodaca przez piekny las.
Przy trasie rozstawione sa dopingujace tablice, ktore dzialaja rozsmieszajaco;))
Kupujemy bilety (72 zl, wydaje sie drogo) i czekamy na wejscie naszej grupy…Takie brzydactwo pilnuje wejscia do sztolni!
Przewodnik to mlody czlowiek z poczuciem humoru:) Zadaje pytania np: czym sie rozni sztolnia od kopalni?
…w kopalni korytarze biegna w dol, a w sztolni poziomo pod niewielkim katem…
Ogladamy skarbiec pelen kolorowych mineralow…
Dowiadujemy sie jak wydobywano uran…i jak krotko trwalo zycie gornika:(( Po 5 latach byl juz nieodwracalnie chory, a po 10-15 umieral….
Mozemy zobaczyc prawdziwa rude uranu, jest za olowiana szyba…
Odwiedzamy tez Inhalatorium Radonowe- czyli komore gdzie skrapla sie naturalny gaz radon i pomaga leczyc schorzenia gornych drog oddechowych. Jeden seans to koszt 30 zl, zeby kuracja miala sens potrzeba jakis 3 tygodni…
Mijamy pomieszczenie gdzie warzy sie nalewke na specjalnej wodzie tzw potencjalce;) Nie musze tlumaczyc na co (podobno) pomaga..?;)
Na koniec zapowiadana przez przewodnika atrakcja czyli pokaz laserowy z dymami i dzwiekiem, ktory ma obrazowac tragedie w Hiroszimie…widowisko same w sobie piekne, pokazuje nieograniczone wrecz mozliwosci kreowania swiatlem lasera jednak osnowa w postaci tragedii w Hiroszimie…hm zbyt “na wesolo” to wychodzi i musimy po wyjsciu opowiadac dziewczynkom czym byla Hiroszima, czym jest bron atomowa…brrr…nie lubie tych tematow tym bardziej, ze mlodsza corka ma wyrazne inklinacje w kierunku makabry i strasznych historii, a pozniej…krzyczy w nocy:/
Wracajac do kampera spotykamy naganiaczy z konkurecji:)
Nam jednak na dzis wystarczy podziemnych wrazen!:) chcemy troche zmienic nastroj i udajemy sie na podobno slicznie odnowiona starowke w Kowarach. I tu przezywamy wielkie rozczarowanie….kamieniczki od frontu odnowione, ale w podworkach..:(
Fontanna ladna, ale woda w niej pamieta lepsze czasy…:(
Jest piatek po poludniu, w pobliskim Karpaczu zycie turystyczne tetni, a tu nie ma ludzi, kilku pijaczkow snuje sie po trotuarze…:( Zupelnie niewykorzystany potencjal okolicznych atrakcji…wielka szkoda:(
Czmychamy wiec czym predzej z powrotem do Karpacza, poniewaz czeka nas tam przygoda nie lada! Dziewczyny pierwszy raz pojda z nami na “dorosly koncert”! Dzis wieczorem “Gitara i piorem:!! Hurra!:)
Stajemy na parkingu polecanym nam na Forum Camperteam przez “aborygena z Karpacza” (dziekujemy za namiary Grzegorzu! N 50 46 32.44 E 15 45 13.11). Dzwonilismy 2 dni wczesniej i ustalilismy cene bez pradu na 35 zl, ale po przybyciu na pytanie “ile” pan nam zameldowal: 50 zl! Powolalismy sie na rozmowe telefoniczna i cena wrocila do normy. pan na odjezdnym obiecal trzymac stala cene dla kamperow, ale radze jednak zawsze wczesniej zadzwonic 😉
Wyszykowalismy sie: prowiant, koc piknikowy, dwa pledy dla dziewczyn, parasole- na wszelki wypadek- i w droge!:)
Mielismy lekko ponad kilometr pieknymi uliczkami Karpacza- bardzo mily spacer!
Na miejscu atmosfera przyjemna, wiekszosc widowni to dinozaury jak my, hehe:) I tu zdziwienie: sporo dinozaurow z dzieciakami! I to w roznym wieku- byly tez “dzieci” po 20:))) I takie w kolysce jeszcze;))
W sumie niewiele osob- zapowiada sie kameralna impreza!
Na straganach obok mozna kupic grillowany wiejski chleb ze smalcem i ogorkiem- mniam! Jest zimne piwo, frytki:) Na scenie Grupa bez Jacka!:))) Graja jak “mlode bogi”, publika spiewa znane kawalki:)
Widzowie ciagle sie schodza…na scenie mloda kapela ” W tym sek”- podoba nam sie:)
Planowalismy zostac niedlugo ze wzgledu na Marianne, ktora jeszcze dosc wczesnie nam pada, ale…padajac na lace w czasie koncertu wyszeptala: “mamo obudz mnie jak bedzie juz ciemno..chce zobaczyc gwiazdy…” Obiecalam wiec siedzimy, a Mania padla…:)
Po pol godzinie obudzilismy ja- tez bylismy juz niezle zmeczeni. Tyle wrazen jednego dnia!
Powrot wygladal tak jak za czasow mojego dziecinstwa- tez ojciec nieraz niosl mnie na barana…ech!:)
Kladac sie do snu nucilismy uslyszane niedawno piosenki… jutro ostatni dzien w Karpaczu- szkoda! Wywieziemy stad piekne wspomnienia!