z wycieczki na wydmy wróciliśmy głodni, więc szybko się przebraliśmy i ruszyliśmy w poszukiwaniu lokalu na obiad. żona jeszcze z samochodu wypatrzyła lokale przy kanale biegnącym od kanału portowego do jeziora Sarbsko. dotarliśmy tam, faktycznie wspaniałe galerie nad wodą
niestety gastronomia w tym miejscu jeszcze nie działała, można było się tylko wybrać w morski rejs. lokale z drugiej strony kanału pozbawione były o tej porze dnia słońca i jakoś nie przypadły nam do gustu, ruszyliśmy więc z powrotem.
co chwila mijały nas melexy i ciuchcie, którymi można się dostać w kierunku Rąbki (wyrzutnia rakiet, jezioro Łebsko, wydmy).
po drodze widzieliśmy tablicę pamiątkową informującą, o miejscu w którym kilka lat temu włodarze Łeby zakopali “skrzynię czasu”, czyli pojemnik z przedmiotami charakterystycznymi dla czasów, w których żyjemy mający być ciekawą pamiątką dla potomków.
dzieciom pozwoliliśmy się pobawić w automatach, ale jak zobaczyliśmy karocę Kopciuszka to my ledwie powstrzymaliśmy się od przejażdżki 😉
racjonalizatorski pomysł właścicieli trochę mnie zaskoczył: zwykle wystarczała dwuzłotówka, by wprawić je w ruch. zdaje się, że w którymś mieście i złotówka, ale w Łebie musi być drożej (3 zł), więc na koniach dziewczynki zrobiły sobie zdjęcie i podziękowaliśmy. tak dla zasady!
mijaliśmy wiele lokali z ogródkami letnimi, ale na próżno było szukać w nich klientów.
po długich poszukiwaniach spodobał nam się Bar pod Strzechą
na dworze wiatr się wzmógł, weszliśmy więc do środka.
wystrój wnętrza interesujący, ale dosyć ubogie menu. u nieprzytomnego pana z obsługi zamówiliśmy naleśniki i szarlotkę, bo nic innego nam nie pasowało, a i to okazało się niejadalne- potwornie słodkie słodyczą, która zabijała zdolność rozpoznania co i z czego zostało wykonane. dodać należy, że przy sąsiednim stoliku pan z laptopem zagłuszał subtelną muzykę, którą puszczano w lokalu pokazując z dźwiękiem filmiki z YouTube pani, która a to chwilę siedziała obok niego, a to szła do baru, wracała i z powrotem, i…
zostawiliśmy niezjedzony deser i opuściliśmy to koszmarne miejsce z zamiarem zjedzenia czegokolwiek w przyczepie.
po drodze “zatrzymało” nas “Tyskie” w ogródku restauracji Królewska, a dzieci w tym czasie bawiły się tuż przy naszym stoliku na bardzo fajnym placu zabaw.
przy kempingu “chwyciliśmy się brzytwy” i spojrzeliśmy w menu restauracji “Aquarium” mieszczącej się tuż przy bramie wjazdowej. wydało się ciekawe, więc poszliśmy się do przyczepy przebrać. wróciliśmy tutaj ponownie. wnętrze urządzone marynistycznie, dzieciom czas oczekiwania na posiłek zajmowała kontemplacja kilku akwariów, zabawa kołem sterowym czy wpatrywanie się w wodę spadającą z kaskady, a w małym bajorku pływały karpie koi.
polecam ten lokal, bo w przyjemnej atmosferze zjeść można wspaniałą pizzę z pieca, smakowite spagetti carbonara czy napić się piwa, a wszystko w bardzo atrakcyjnych, nie tylko jak na Łebę, cenach. nawet “Heineken” z dyszla kosztował mniej niż jakiekolwiek piwo we wcześniej odwiedzanych barach i restauracjach.
architektura Łeby to przysłowiowe “od sasa do lasa”, ale spodobała nam się jedna chata w rybackim stylu
sobotni wieczór dokończyliśmy na kempingowym placu zabaw i w przyczepie…