Gdybysmy wiedzieli JAK jest w Kadzidlowie- bylibysmy tam juz w zeszlym roku albo i wczesniej! Jedna podpowiedz, zeby naprawde poobcowac ze zwierzakami: przed sezonem!
Zajechalismy na parking, spokoj, cisza…nie ma zywego ducha:)
Czytalismy sobie tablice informacyjna zalujac, ze park jeszcze nieczynny kiedy podeszla do nas pani- okazalo sie, ze przewodnik- i zaproponowala poczekac na ewentualnych chetnych do zwiedzania.
Przeszlismy sie spacerkiem droga w strone zagrody nieduzego konika (kon Przewalskiego) oddalonej od innych. Potem okazalo sie, ze to klaczka oddzielona od stada z powodu milosci!:) Milosci do cielakow jelenia Milu. Zaadoptowala je i nie pozwalala opiekunom wywiazywac sie z ich obowiazkow, a maluchy musza byc karmione z butli, zeby przezyc.
Kiedy wrocilismy pani przewodnik byla juz gotowa do trasy: 45 zl, bilety w reke i w droge:)
…no wlasnie w droge- czyli “prosze przejsc po drabinkach na druga strone” (???):) Okazalo sie, ze aby zwiedzac trzeba przemieszczac sie troche gora- czyli po drabinkach odzielajacych poszczegolne pastwiska:) Dziewczyny byly zachwycone!
Pierwsze pole nalezy do jeleni Milu. byly doslownie na wyciagniecie reki…potem juz poszlo z gorki: kurki ozdobne i ich jajka lezace w trawie, towarzystwo malego jelonka- bardzo zaprzyjaznil sie z Olenka:) Glaskom i przytulaniom nie bylo konca! Potem piekne pawie w strojach galowych, nasze rodzime zurawie i bociany! Oswojone tak, ze trzeba uwazac na buty- lubia poskubac;))
Byla tez przepiekna, cudna gadula: orlica stepowa o imienu Syberia. Skradla moje serce, nie moglam odejsc od jej zagrody…tanczyla, zagadywala, podrzucala piorko zachecajac do zabawy…przepiekny dziki, wielki, drapiezny ptak zachowywal sie jak stesknione towarzystwa dziecko…
Dziewczyny w tym czasie karmily z reki kozy i baranki i podziwialy najmniejszego jelenia swiata Mundzaka:)
Nastepne do podziwiania byly daniele: bialy, brazowy i czarny, smieszne osiolki z kudlatymi grzywkami i jeszcze wiecej koz! Przybiegla przywitac sie swinka Marta:)
Co chwile nad naszymi glowami przelatywaly bociany. Jak szybowce, majestatycznie i cicho ladowaly tuz obok…
Dowiedzielismy sie, ze jelen i sarna to dwa odrebne gatunki, ze bociany wcale nie lubia zab (na naszych oczach jeden zlapal zabe po czym z obrzydzeniem ja wyplul;)) i ze kocieta rysia wyprowadza na spacer suczka spaniela:) Nasza przewodniczka okazala sie wielka milosniczka
tego miejsca- od 7 lat oprowadza chetnych po parku i zna mase anegdot o zwierzakach tam przebywajacych.
Niestety nie dane nam bylo zobaczyc wilczycy Soni- byla zajeta posilkiem (czyzby Czerwony Kapturek?;)), ale widzielismy najpiekniejsze zwierze mieszkajace w Kadzidlowie: rysia!
Wielki, dumny kot- lew naszych lasow- zrobil na nas, milosnikach kotow wszelkich ogromne wrazenie. zapamietamy na zawsze!
Cala trasa trwa 1,5 godziny. Nasze panny (4 i 6 lat) przebyly ta droge bez trudnosci pod koniec narzekajac tylko na glod i pragnienie:) Akurat te dolegliwosci moglismy bez trudu zlagodzic w znajdujacej sie w otoczeniu Parku “Oberzy pod psem”. Pierogi i kompot wprawily dziewczyny w swietny humor:) Oberza jest bardzo porzadna: ma swoje koty (do glaskania dla gosci) i oczywiscie psa patrona:) Obok stoi chata skansenowa do zwiedzania:) Prowadza to wszystko panstwo Danuta i Krzysztof Worobiec. Oberza jest dodatkowo siedziba stowarzyszenia Sadyba.
Czujemy wielki niedosyt i marzymy, zeby wrocic tu znowu- moze po sezonie aby w spokoju i ciszy cieszyc sie kontaktem z dzikimi, ale jakze pokojowo nastawionymi do swiata zwierzetami.