dojechaliśmy na camping Kalac i zaczęliśmy szukać miejsca. nasz towarzysz zbytnio zawierzył swoim zdolnościom językowym i wrócił do nas z propozycją jedynych wolnych w jego mniemaniu miejsc. było tam zbyt ciasno więc wkroczyliśmy do akcji i wespół z panem z obsługi znaleźliśmy miejsca, jeśli nie idealne to na pewno przyzwoite, z dużą ilością cienia, blisko sanitariatów, aczkolwiek trzeba się było do nich troszeczkę wspinać. towarzystwo na campingu spokojne, a pinie i krzaki zapewniały intymność. do wody blisko, a dzieci mogły jeździć na rowerach po asfaltowych alejkach…
dosyć szybko ruszyliśmy do wody. piasek na plaży dosyć brudny, maziowaty, ale zamki wychodziły nam wspaniałe. woda tutaj jest mętna, z zakwitem. płytko, dzieci szczęśliwe.
kilku włoskich chyba turystów raczyło się jeżowcami- rozcinali im brzuchy i łyżką wyjadali wnętrzności zagryzając bułką i popijając czerwonym winem. wyglądało to przepysznie, musieliśmy trzymać Olę, bo się rwała, żeby też skosztować tego- wydaje się- przysmaku
na plaży rozmawialiśmy z włoskim małżeństwem, które opowiadało nam o Toskanii, zachęcając do zwiedzenia i skosztowania tego co najcenniejsze. odradzali włoskie wybrzeże, jako zatłoczone i drogie. najbardziej jednak poruszyło nas to co mówiła Włoszka, pracująca w agendzie UE w Sarajewie, że to ciągle smutne miasto, które nie chce wyjść z dramatu wojny, które fanatycznie wręcz pielęgnuje miejsca pamięci i przestrzegała przed zabieraniem tam dzieci…
ruszyliśmy na spacer do miasteczka. droga jest spokojna, ruch samochodów i skuterów minimalny
każdy kwiat zachwycał zapachem, kolorem…
Korcula to miejsce urodzenia Marco Polo, nic dziwnego więc, że mieszkańcy czerpią z tego zyski, ale ten nowoczesny hotel śmie odwoływać się do tego wielkiego podróżnika? może jestem zbyt sentymentalny, ale dla mnie to profanacja
pierwsza z restauracji próbuje nas zachęcić w oryginalny sposób 😉 zdaje się, że podawano tam żabie przysmaki
marina przepełniona wszelkiej maści sprzętem pływającym
wchodzimy w rejon starego miasta, zbudowanego na planie rybiego szkieletu, wznoszącego się ku środkowi, z “głową” skierowaną ku półwyspowi Peljesac. takie rozplanowanie miasta gwarantuje nawet w upalne dni przyjemny chłód i powiew ożywczego mistrala w ciasnych uliczkach. na schodach przy głównym wejściu na starówkę, akurat tego wieczoru odbywać się będą uroczystości rozpoczęcia sezonu letniego w mieście Korcula. rozstawiono mikrofony i nagłośnienie, słychać odgłosy próby przed występem
w prześwicie widać prom z Orebica, płyną nim kolejni turyści spragnieni wyspiarskiej atmosfery Korculi
Korcula jest kocim rajem… nigdzie indziej nie spotkaliśmy ich tak wiele
koty wyglądały na szczęśliwe. zaciekawiło nas, że nie są to typowe “koty europejskie” tylko jakieś smuklejsze, jakby z wpływem egzotycznym, może egipskim???
jeszcze zanim słońce zaszło skończył nam się prąd w aparacie. więcej zdjęć tego dnia nie zrobiliśmy, ale przeżyliśmy sporo. najpierw zjedliśmy kolację w lokalu z pięknym widokiem na przystań. zamówiliśmy pizzę Korcula z jajem sadzonym dla dzieci. zubataca (znakomita ryba!) zjadłem ja, a risotto z owocami morza moja żona. bardzo smaczne i niezbyt drogie jak na lokalizację…
potem snuliśmy się długo wąskimi uliczkami poruszając się po tym rybim szkielecie to w górę, to w dół… zachwycały wyślizgane kamienne płyty, po których od wieków spacerują ludzie, cieszył przyjemny chłód (mimo upału). zauroczyło nas miasteczko pełne ludzi, a jednak przyjazne nam, zdeklarowanym samotnikom!!!
znakiem rozpoznawczym tego regionu Chorwacji są tzw. klapy, czyli grupy wokalne śpiewające a capella, najczęściej żeńskie, które latem często tutaj występują. uciekliśmy z obszaru oficjalnych uroczystości i przypadkiem trafiliśmy na występ żeńskiej klapy w podcieniach jednego z budynków. panie śpiewały tuż obok kawiarni na wolnym powietrzu, a ponieważ trzy pierwsze pieśni doprowadziły nas do łez wzruszenia postanowiliśmy zatrzymać się tam. zamówiliśmy espresso, notabene gorsze piliśmy chyba tylko z automatu “nescafe” w Gdańsku, i oddaliśmy się przyjemności 🙂
przed zmrokiem udaliśmy się na przystań i taksówką wodną wróciliśmy pod hotel Bon Repos, skąd już kilka kroków na camping. wieczór był cudowny!!!