poprzedniego dnia widzieliśmy przystań dla statków pływających do Splitu, więc rankiem jadąc z Wojtkiem na rowerach na targ rybny, z którego wróciliśmy z pustymi rękami, bo chorwackie nazwy nic nam nie mówiły (!), zajrzeliśmy na rozkład “Bura Line”. po powrocie na camping i szybkim śniadaniu ruszyliśmy pieszo do przystani.
statek jest nieco większy niż wczorajsza taksówka, ale sama podróż przebiega w podobnej do wczorajszej atmosferze- podczas sprzedaży biletów (dorosły 20, dziecko 10 kun) stery przejmuje nastoletnia dziewczynka 🙂 rejs trwa ok. 30 min
w Splicie wysiadamy wprost na reprezentacyjny deptak z palmami
przy stolikach siedzi sporo ludzi, o tej porze dnia nikt nic nie je, na stolikach jedynie kawa, wino…
zaczynamy szukać lokalu na obiad i tak zapamiętujemy się w szukaniu restauracji z menu odpowiadającym obydwu rodzinom, że zwiedzamy w tym czasie prawie całe Stare Miasto.
coś niecoś zobaczyliśmy, ale nie jesteśmy zadowoleni, z tego pędu atmosfera stała się nerwowa. postanawiamy się rozłączyć i spotkać po obiedzie. idziemy do restauracji, którą wcześniej wypatrzyliśmy na “małym rynku”, ale tego dnia nic już nie będzie nam smakować. czekamy na rejs powrotny. uśmiechamy się, ale jesteśmy zmęczeni…