rano nachodzi nas ochota na spacer po Loviste. Przy wjezdzie na kemping rosnie przesliczna palma z czerwonym pasozytem na pniu- kwitnaca pelargonia:) Obok krzew laurowy. Nie mozna przejsc obok niego obojetnie- za kazdym razem zrywam jeden listek, pocieram w dloniach i wdycham cudowny zapach…
droga prowadzi wzdluz zatoki, czasem spotykamy jakies auto, nikt sie nie spieszy….najczesciej miejscowi nie maja tablic rejestracyjnych:)
opustoszale uliczki pod wieczor zatetnia zyciem. teraz tylko cisza, lekki wiaterek i wszechogarniajacy spokoj nadmorskiej wsi…
flora utrzymywana z wielkim trudem w stanie wiecznej zielonosci zauroczyla nas! kaktusowe ogrodki ciesza oczy kolorami i bawia kiedy trafiamy na niespotykanych u nas mieszkancow
owoce granatow nie przypadna nam w udziale- dojrzeja dopiero w sierpniu…
informacja turystyczna tak czesto wspomagajaca nas w czasie wypraw tutaj ma niewiele do zaoferowania;)
poczta jak na dzikim zachodzie czynna 9-12.30 oraz 19-21.
wejscia tunelami do uliczek to teren prywatny- ciezko powstrzymac ciekawosc: co tez tam jest..?:)
czasem miejscowy ktos rozstawi mini stragan z plodami swojej ziemi: pomidory, cukinie, do tego oliwa….
rybak kusi solonymi sardellami i szprotami.
konkurencyjny rybak siedzac tylem do calego swiata skupil sie na filetowaniu solonych szprotek, ktorymi potem nas czestuje mowiac, ze do tych slonych maluchow potrzeba tylko duzo oliwy, chleba i wina- od razu chce sie spiewac:) rybke zanuza sie w oliwie i taka ociekajaca palaszuje- pyszna!
zaprosil nas do srodka swojej chaty i kupilismy u niego oliwe i rakije z mieta.
stara prasa do wyciskania winogron. widac tez troche inne podejscie do warunkow sanitarnych- na pewno wiekszy luz;)
zawracamy w strone kempingu, ale obowiazkowo musza byc lody dla dzieci:)!
dorosli kawa i Karlovacko.
kolejne stoisko kusi klientów
na stolikach zamiast zwyklych kwiatkow stoja sliczne stroiki z sukulentami.
musimy jeszcze odebrac ryby kupione wczesniej u rybaka- obiecal je nam wypatroszyc w cenie:) Zapewnia nas, ze beda wysmienite z grilla i okazuje sie, ze mial racje chociaz nie przebily smakiem orad, ktore pieklismy w Trogirze.