Rano na plaze w Mavrovouni zajechal bardzo mily policjant, od ktorego dowiedzielismy sie, ze w calej Grecji mozna wszedzie zatrzymac sie na jedna dobe jesli tylko nie ma znaku zakazu kempingowania.
Po pysznym sniadaniu (salatka choriatiki!:)) mlodziez poszla sie kapac. Morze bylo spokojne wiec Krzys mogl zorganizowac dzieciakom male zawody:)
Mielismy w Mavrovouni naprawde swietna miejscowke! Z wlasnym drzewkiem dajacym cien i uzyczajacym galezi na sznur do suszenia recznikow. Otoczenie tez piekne!
Nasz kolejny cel to Gythio. Bardzo chcielismy pokazac dziewczynkom wyspe Kranai, na ktorej Parys spedzil z Helena pierwsza noc po uprowadzeniu jej od krola Sparty Menelaosa. Odwiedzanie miejsc, o ktorych czytalismy w ksiazkach zawsze robi na nas wielkie wrazenie:)
Zaparkowalismy w porcie, na betonowym nabrzezu. Miejsce zapewne znane wielu kamperowiczom- kiedy opuszczalismy je pozniej juz parkowali kolejni, tym razem z Holandii.
W niewielkiej odleglosci widzielismy juz latarnie na wysepce Kranai polaczonej z ladem betonowa grobla.
Mijaliśmy kawiarenki, ktore laczyly sie w jedna calosc wzdluz wody. Po drugiej stronie uliczki stoi kilka domow przyciagajacych wzrok:)
Z grobli wiodacej na wyspe roztacza sie piekna panorama na Gythio.
Pierwsi na wyspie przywitali nas skrzydlaci mieszkancy;)
Nie zabraklo tez kosciolka…
Znalezlismy idealne miejsce, zeby usiasc i na moment przeniesc sie w czasy Parysa i Heleny- dzieci zafascynowane sluchaly mitu o jablku niezgody:)
Potem oczywiscie dodatkowa atrakcja czyli lody dla dzieci, a zimny Mythos dla rodzicow:) Bylo bardzo goraco!
…mimo wszystko mam pewne watpliwosci- czy to powinno tak wisiec w tym upale?;)
Potem nastapila smutna chwila pozegnania dopiero co poznanej zalogi…szerokiej drogi!
…a my ruszylismy w kierunku Pirgos Dirou! Kiedy bylismy juz na miejscu okazalo sie, ze plaza przy jaskini jest srednio dostepna: droga bardzo stromo spadzista, waska, a sama plaza bez grama cienia. Szybkie konsultacje i postanawiamy zmienic plany. Zwiedzamy jaskinie teraz (nie jak planowalismy jutro rano) i szukamy lepszej miejscowki na noc. Kupilismy bilety, pani powiedziala, ze za 5-10 minut rusza kolejna tura wiec pospieszylismy do podziemnego swiata!
Nie bede opisywac co tam widzielismy- to trzeba zobaczyc! Jedno jest pewne: wrazenia warte swojej ceny:)
Trafil nam sie przewodnik ekstremalny;) Nie dal nam ani kapokow ani kaskow! Jednak zawsze ostrzegal, kiedy bylo zagrozenie uderzenia sie w glowe:) W jaskini panowal przyjemny chlod- ok 19 stopni. Czesc trasy pokonuje sie w waskiej lodce, a potem idzie sie pieszo.
Po wyjsciu z jaskin trafilismy na patelnie!:) Jednak widoki rekompensowaly wszystko:)
Dalsza droga byla dosc kreta…
Zjechalismy jak sie okazalo do kulinarnego raju! W Neo Itilo jest bowiem tawerna rybna o nazwie “Czarny Pirat”. Jest polozona tuz przy wodzie, na podwyzszeniu i oferuje wspaniale menu! Ryby sa albo swieze (brane z lodu) lub jeszcze zywe plywajace w malym basenie razem z homarami:)
Widzielismy naszego kamperka:)
Niedaleko byla inna tawerna. Ta miejscowosc to typowe miasteczko wakacyjne. Sporo domow i pokoi do wynajecia, jest tez hotelik. Samo miasto ma kilkadziesiat domow;)
Zamowilismy zupe rybna, miks stworzen morskich na wielkim polmisku: kalmary, olbrzymie krewetki, male smazone rybki, marynowane paluszki krabowe, pikantne papryczki nadziewane serem, paszteciki z ciasta francuskiego, talarki ziemniaczane, tzatziki i fileciki z sardeli- jedne solone w oliwie, a drugie marynowane w occie winnym oraz pajdy chleba opiekane na ruszcie polane oliwa i posypane ziolami. zamowilismy rowniez “Red mulets”- czerwone rybki! o tym, jak smakuja przekonamy sie jednak dopiero nastepnego dnia, nie bylismy bowiem w stanie zjesc wszystkiego i czerwone mulety zabralismy na wynos;)
Nieoczekiwanie dla nas dostalimy prezent od firmy- zimnego, mokrego arbuza!:) Takiego deseru sie nie spodziewalismy i mimo przezarcia wsunelismy ta mokra slodycz. Alez nam smakowalo!
Pozostalo nam wrocic do kampera, chwilke odpoczac i wskoczyc do wody:)
Do poznego wieczora bylismy w stanie niewazkosci i blogosci:) Otoczenie plazy mimo dosc wysokich gor nie przygnebialo jak w Mitropoli- pewnie dlatego, ze tu slonce dosc dlugo oswietla zatoczke…
Kiedy zrobilo sie ciemno mielismy cudny widok na dwa sasiednie miasteczka: Neo Itilo i Karavostasi…po tylu wrazeniach padlismy jak muchy:) Jutro wstajemy wczesniej bo mamy do przejechania ok 100 km do plazy Bouka.