Dzis nadszedl dzien pozegnania z rajska wyspa i przepiekna plaza Simos. Opuscilismy ja na promem o nazwie “Panagitsa”. Jeszcze ostatnie spojrzenie na port, niedawno wzeszle slonce niesmialo oswietla nieczynne jeszcze kawiarenki i tawerny. Nie mielismy okazji zwiedzic samego miasta Elafonisos- nadrobimy to nastepnym razem- koniecznie!
Droga do Gythio wiedzie przez malownicze tereny. Najpierw lekkie gory, a potem pachnace, rozgrzane w sloncu sady pomaranczowe! Wystarczy uchylic okno i do auta wpada upojny, cierpko-slodki zapach…ach!
Sady ciagna sie kilometrami, co jakis czas przerywane sa przetworniami owocow. Niestety dzis jest sobota i wszystkie sa zamkniete. Szkoda wielka, bo slyszelismy wiele dobrego o greckich pomaranczach. Pozostajemy z nadzieja, ze jeszcze bedzie okazja pokosztowac tych malych slonc;)
Okolo 7 km przed Gythio widac z drogi slawny wrak:) Jeszcze stromy dosc zjazd w dol w waska, prowadzaca do plazy droge i “jestes u celu, prowadzil cie Krzysztof Holowczyc”;)
Jest parking, sporo samochodow z grecka rejestracja, ale…ani jednego kampera! Dziwne…No nic, rozbijamy sie i idziemy na plaze. Dzis wyjatkowo pozno- jest juz po 12, ale nie sposob odmowic dziewczynom kapieli po podrozy w goracy dzien.
Wchodzimy na plaze i z radoscia konstatujemy, ze tu juz mamy mozliwosc pokazania corkom zolwich gniazd! Nie musimy wiec z tego powodu stawac na kempingu Meltemi- bo tam wlasnie znajduje sie instytucja wolontariacka opiekujaca sie tym zagrozonym wyginieciem gatunkiem zolwia: Careta-Careta.
W niewielkiej odleglosci od wejscia na plaze lezy na plyciznie wrak statku Dimitrios. Robi wrazenie, owszem, ale chyba wieksza radoscia jest dla nas fakt, ze zatoczka ogladana dotychczas na zdjeciach, o ktorej tyle czytalismy- jest teraz w naszym posiadaniu:)
Z drugiej strony mamy tez ladny widok. Droga idaca do Gythio wsparta jest przez malowniczy most. W dole tawerna przy plazy otoczona dorodnymi palmami. Piekne!
Plaza, ku radosci dziewczynek jest piaszczysta (nie ma jezowcow!), a woda ciepla. Kapia sie wiec na zmiane z rzezbieniem w piachu. W koncu i ja daje sie porwac i budujemy wspolnie piekne…cos:)! Budowla wzbudza zachwyt plazowiczow:)
Po sjescie idziemy na maly spacer w kierunku wraku. Z bliska wydaje sie mniejszy i mniej straszny;)
Potem plazowanie, plywanie, a kiedy wracamy do kampera zaczepiaja nas przemili sasiedzi- Francuzi:) Koniecznie chca nam powiedziec, ze wiedza jak sie mowi ‘dzien dobry’ i ‘na zdrowie’ w naszym jezyku:) My rewanzujemy sie ichnim ‘bonjour’:) Po poludniu na placu jest juz kilka kamperow.
Z wieczora dostajemy sms, ze zaloga z naszego forum kamperowego, ktora podrozuje po Peloponezie, ale w kierunku odwrotnym do naszego zatrzymala sie wlasnie na punkcie widokowym, z ktorego widzi nasza plaze i zaraz do nas zjada. wprawdzie umawialismy sie wczesniej, ze bedziemy sie informowac gdzie aktualnie przebywamy, ale takie spotkanie na obczyznie i tak zawsze pozostaje zaskoczeniem 😉
Potem siedzielismy dlugo w noc i wymienialismy sie doswiadczeniami z naszych dotychczas przejechanych kilometrow. Dzieciaczki szybko sie zintegrowaly i z radoscia przystaly na ogladanie bajek przed snem:)
Ostatni obrazek przed udaniem sie na spoczynek wygladal tak:):