Spalismy bardzo mocno! Po takich kapielach to nic dziwnego:) Ranek przypomnial nam o klopocie jaki musimy rozwiazac..chlodnica! Pozbieralismy sie szybko, zaplacilismy (bardzo przyzwoicie!) za kemping razem z basenami i pojechalismy do wskazanego nam warsztatu. Tam niestety nas zignorowano:( Postanowilismy pojechac do Szeged- duze miasto wiec jest nadzieja, ze bedzie sporo serwisow…tiaa, nadzieja:/
Na rogatkach bylo sporo roznych firm, zauwazylismy tez reklame sprzedawcy czesci samochodowych wiec pomyslelismy, ze on na pewno powie gdzie naprawia nasze auto. Podal adres warsztatow pocztowych- owszem, robia duze samochody, ale akurat chlodnicami sie nie zajmuja…jednak jeden pan dal nam wydruk z namiarami na serwis- huuraa!! Jedziemy pod wskazany adres, a tam wiekszosc firm pozamykana..:( Nasz warsztat tez…Krzysztof zdesperowany dolewa wode bo zaczyna nam coraz mocniej ciec i szuka karty ADAC, zeby dzwonic po pomoc. Ja mowie, ze moze jeszcze raz wrocimy na ulice wiodaca do miasta- musi tam byc jakis serwis!
Robimy kolko i podjezdzamy pod zauwazony kolejny sklad z czesciami;) Krzys bez wiary idzie pogadac, widze przez okno, ze wychodzi z kims za sklep, wracaja, znowu ida…a potem przychodzi usmiechniety i mowi, ze za 3 godziny przyjedzie dla nas chlodnica z Budapesztu, a warsztat po sasiedzku wymieni nam uszkodzona na nowa!:) I to jest BARDZO DOBRA wiadomosc!:)
Stajemy w uliczce w cieniu, jemy cos, dziewczynki sie bawia, potem nastawiam im film i mysle jak przezyjemy te kilka godzin w pelnym sloncu…jest 40 st w cieniu- cieplej niz w Grecji!- i nie ma wiatru…
Krzysztof zaglada pod maske i okazuje sie, ze juz bysmy sobie nie pojezdzili w poszukiwaniu innego serwisu- krociec calkiem sie ulamal, caly plyn z chlodnicy wyciekl…a kilkadziesiat minut temu rozpatrywalismy dalsza jazde z dolewaniem plynu…
Czas mija szybko i o 14 stawiamy sie na warsztacie. Panowie zaczynaja wymontowywac uszkodzona chlodnice.
Kilka minut po 15 jest nowa czesc, montaz idzie pelna para, a my splywamy na asfalt;) Obsluga jest bardzo rzetelna, fakt! ale niestety tylko jeden pan “mowi” po angielsku:( Reszta panow jest gadatliwa, ale w swoim jezyku:)))
Pozostaje nam jeszcze denerwujace oczekiwanie czy wentylator sie wlaczy po osiagnieciu odpowiedniej temperatury, trwa to 100 lat!:( Wreszcie, po 17 mozemy kontynuowac nasza podroz. Jestesmy tak zmeczeni jakbysmy przejechali kawal drogi. Jedziemy do Lidla, potem na stacje paliw i decydujemy, ze spimy w Roszke, a rano jedziemy na Serbie i Macedonie.
Okazalo sie, ze to byla dobra decyzja, opuscil nas stres zwiazany z autem, miasteczko okazalo sie byc bardzo przyjemne: spokojne, z malym, ale urokliwym placem zabaw, slicznym kosciolem- oswietlonym po zmroku.
Spalismy jednak niezbyt dobrze, temperatura byla za wysoka…z samego rana- o 5.40 zaczelismy nasz 5 dzien podrozy.