Wstajemy wczesnie, zbieramy rzeczy, zaskakuje nas dziadek Adonis- cos wczesnie dzis przyjechal…
Okazuje sie, ze specjalnie raniutko wybral sie na swoje pole kukurydzy i przywiozl dla “pediaki” swiezo zebrane kolby na droge!
Zapewnia, ze jeszcze sie zobaczymy gdy przyjedzie na swoja zwyczajowa kapiel…bo ma dla nas jeszcze jednego arbuza!:)
Opowiada, ze rok temu zmarla mu zona, jest sam…jego dzieci i wnuki niezbyt czesto odwiedzaja ojca…:( Jest to zlamanie stereotypu o rodzinnosci Grekow, o opiece nad starszymi ludzmi, ktorzy zostaja sami…smutne.
Odjechal na swoim motorku. Nie minela godzina kiedy byl z powrotem. W skrzynce mial faktycznie kolejnego arbuza dla dziewczyn.
Kiedy corki kapaly sie pod czujnym okiem dziadka Adonisa- my konczylismy pakowanie…
Pozegnanie…Adonis dal nam numer telefonu. Powiedzial, ze wystarczy jesli powiemy: Christos i Marija z Polonija:) On bedzie wiedzial, ze to my, ze o nim myslimy…a za rok mamy sie tu koniecznie zjawic- bedzie czekal! Pierwszy raz na tej wyprawie cos scisnelo mnie za gardlo kiedy robilam ostanie zdjecie naszego zakatka…zegnaj Kanatadiko!
Ruszamy w strone gor, ktore sa calkiem przyzwoitej wysokosci na Eubei. Bedziemy szukac innej plazy na postoj…Droga przez gory bardzo malownicza! Zapominam o strachu, ciesze oczy…
Przejezdzamy przez waskie miasteczka- mieszkancy usmiechaja sie- widac niezbyt czesto goszcza tu kampery.
W gorach, na punktach widokowych widzimy strazakow- obserwuja okolice szukajac oznak pozaru. Jest bardzo, bardzo sucho…
Powietrze przesycone jest zapachem zywicy- prawie wszystkie pinie przy drodze sa zaopatrzone w woreczki, do ktorych scieka ich sok…zapewne do uszlachetniania retsiny, z ktorej rowniez slynie wyspa Eubeja!:)
Pierwsza w kolejnosci:plaza Elinika- nie zostajemy, brak miejsca na naszego kampera, jakis mniejszy moze by sie ustawil. Kolejna: Kimassi- stajemy na kapiel. Plaza i otoczenie idealne dla mlodych ludzi. Na wzgorzu klub nocny, ponizej mala tawerna, na plazy parasole, o ktore dba kantina. Stoi tu zakaz kempingowania, widac prace nad infrastruktura- bedzie bardziej komercyjnie. Do obu lokali droga wiedzie przez uroczy mostek.
Z zatoczki wyrastaja skalki- jak na pocztowce z Grecji;)
Woda jest bardzo przejrzysta…to dobre miejsce na postoj i plazowanie.
Krzys fatyguje sie na gore, do klubu i robi inne ujecia tego samego miejsca:)
Tu, na plazy Kimassi wspominamy cieplo dziadka Adonisa: kukurydza jest pyszna! Samodzielnie obrana smakuje jeszcze lepiej:)
Postanawiamy zrealizowac na tej wycieczce jeszcze jedno marzenie- starszej corki Oli- Delfy! Mamy do nich okolo 140 km dobra droga- jedziemy. Na Eubeje jeszcze wrocimy i byc moze bedziemy ja dalej poznawac. Droge umilaja jak zwykle rzeczy piekne…
Dojezdzamy do Chalkidy, stolicy wyspy…
…i nowoczesnym mostem przedostajemy sie na staly lad…
Stad do Aten tylko pol godziny drogi! Do Delf troche dalej, ale jedzie sie wysmienicie…tylko brak sprawnej klimatyzacji daje o sobie znac;)
Masyw Parnasu caly w deszczu….widzimy to z daleka…
Droga jest piekna! Smukle cyprysy sa jej ozdoba.
Jestesmy naprawde w wysokich gorach!
Miasteczko przed Delfami- Arahova jest sliczne, ale wyszykowane pod turystow. Jest tu swietna baza noclegowa dla narciarzy.
W Delfach szukamy miejsca do zaparkowania i noclegu. Mielismy jedno zapisane, ale nie przewidywalismy Delf na tym wyjezdzie wiec namiary sa w laptopie, w programie Google Earth, ktory bez netu nie dziala:( Przez miasteczko przejezdza sie drogami jednokierunkowymi, obie waskie, zastawione parkujacymi autami i obie ostro pod gorke;)
Stajemy na chwile na parkingu, wybiega wlasciciel sklepu, macha lapkami, ze tu nie wolno stac! Pewnie, tylko dla klientow…robie zdjecia z punktu widokowego i szukamy dalej.
Kolo wykopalisk sa parkingi. Na wiekszosci zakaz kempingowania. Znajdujemy parking bez takiej tabliczki. Stajemy. Sa inne kampery, ale po chwili jada dalej. Ustawiamy sie wygodnie.
Idziemy na rekonesans. Spacer w pieknych okolicznosciach!
Starozytne Delfy laczy z nowoczesnym muzeum chodnik polozony powyzej jezdni, obsadzony zielonoscia…
Jest 21.30 kiedy podjezdza policjant i milo acz stanowczo prosi o opuszczenie tego miejsca i udanie sie na kemping. Wrecza kartke, na ktorej w czterech jezykach jest wykladnia prawa…coz, nie bedziemy z nim dyskutowac- odjezdzamy.
Miasteczko Delfy noca to dopiero komercja!:)))
Nie widzimy niczego sensownego na nocny postoj. W pierwszym odruchu chcemy opuscic Delfy, ale smutne miny dziewczyn odwodza nas od tego zamiaru. Na kempingu Delfi pytam czy bedziemy mogli wyjechac wczesnie rano- chcemy zwiedzac Delfy w chlodzie i w miare samotnie. Pan kierownik informuje nas, ze absolutnie nie! Dopiero o 7.30! O tej godzinie otwieraja Delfy…dziekujemy i odjezdzamy.
Szczesliwie kawalek dalej trafiamy na zatoczke parkingowa! Ukryci za szpalerem cyprysow udajemy sie na zasluzony wypoczynek. Mam nadzieje, ze tu nie ma niedzwiedzi….;)