Budzi nas zapach…powietrze w Kanatadika pachnie ziolami, morzem i kwiatami. Pojawia sie tez nuta zywicy piniowej…Pelnie zachwytu osiagamy kiedy wschodzace slonce oswietla pierwszymi promieniami zatoke…
Widzimy ostatnich rybakow, ktorzy juz zwijaja sie do portu…jest bardzo cicho…
Okolo godziny 9 pojawiaja sie na plazy pierwsi milosnicy wody i slonca.Interesuja sie nami w bardzo przyjazny sposob. Pytaja dziewczynki o imiona i sa zdziwieni, kiedy slysza odpowiedzi w rodzimym jezyku:) Upor Oli, ktory kazal jej przez caly rok uczyc sie samodzielnie podstawowych zwrotow (przy okazji i my cos przyswoilismy:)) daje teraz rezultaty! Zaluje, ze nie znamy greckiego na tyle, zeby wyrazic nasz zachwyt tym miejscem…
My rowniez z wielka radoscia zazywamy kapieli w spokojnych wodach Morza Egejskiego…
Prom ze Skopelos i Skiatos przerywa na chwile sielanke, wzbudza kilka wiekszy fal, ktorych echo dociera do brzegu…
Plaza jest bardzo dluga wiec kazdy moze znalezc dla siebie odrobine intymnosci…
W miare jak slonce wspina sie coraz wyzej – ogarnia nas coraz wieksze rozleniwienie…blogosc…
Dziewczyny wchodza kolejny raz do wody obserwowane przez nielicznych plazowiczow….
…oraz przez osobistego ratownika:)
Liczenie promow nie jest moze rozrywka najwyzszych lotow, ale w Kanatadika odnajdujemy w tym jakis glebszy sens;)
Po niespiesznym przedpoludniu dziewczyny na rowerach, a my na piechote wybieramy sie zwiedzic okolice.
Przeszlismy kawalek drogi kiedy z przeciwka podjechal do nas starszy pan na motorze. Rozpoznalismy w nim jednego z plazowiczow- byl wczoraj wieczorem, dzis rano…Po kazdej kapieli bral do reki kamien i robil nim znak na scianie przebieralni. Naliczylismy 28 znakow i przescigalismy sie w domyslach co tez one moga oznaczac?
Pan spiesznie rozwiazal suply siatek, ktore mial spakowane w skrzynce z tylu motoru, pokazal nam jakies owoce i mowil, mowil…speszeni zrozumielismy tylko, ze chce sie dowiedziec czy predko wrocimy do kampera..? Prawdopodobnie chce nam sprzedac swoje plony:) Z przyjemnoscia skorzystamy! Uspokojony, pojechal na plaze, a my kontynuujemy nasz spacer.
Mijamy letniskowe rezydencje…
…kosciolek…
…apetyczne winogrona sa po prostu ozdoba naturalnego ogrodzenia:)
We wsi odnajdujemy tawerny…
Przy jednej z nich schodzimy na plaze…
…cien nad nia tworza trzy rozlozyste drzewa, ktorych galezie sa w wielu miejscach przymocowane do konstrukcji dachu…wsrod nich wisza kolorowe zarowki, lampiony…
W takich okolicznosciach trudno odmowic dzieciom i sobie przyjemnosci:)
Wlasciciele tawerny pomysleli o najmlodszych- plac zabaw na plazy daje radosc dzieciakom:)
Pokrzepieni wracamy do kampera- z tawerny wychodzi sie przez cala jej dlugosc od razu na parking przy szosie gdzie widzimy jej nietypowy szyld:)
Kiedy docieramy do domu zauwazamy pod kamperem reklamowki…towarzystwo siedzace w morzu smieje sie pokazujac na nas palcami…hm….
W jednej siacie sa sliwki…
…w drugiej gruszki, brzoskwinie….
…a w sloiczku suszone oregano!
Starszy pan z motoru wlasnie bierze prysznic, ale jego znajomi juz krzykneli, ze stoimy i wytrzeszczamy oczy;) Podszedl do nas, Krzys spytal “ile”?, pan potrzasnal glowa, powiedzial, ze to dla “pedia”, “pediaki”- pokazujac na dziewczynki…ucieszyl sie, ze rozpoznalam “rigani”:) Podziekowalismy mu jak tylko umielismy. Pomocne okazaly sie rozmowki…i rece…:) Pan wsiadl na motor i pojechal.
Nie mielismy pojecia, ze greckie gruszki sa tak slodkie!
Sliwki przypominaja nasze mirabelki, ale smakuja jak nasaczone miodem:) Pycha!
Czujemy sie tu akceptowani, ludzie usmiechaja sie…szukaja z nami kontaktu. Mur stanowi brak znajomosci greckiego- o angielskim malo kto tu slyszal, ale to tylko utwierdza nas w przypuszczeniu, ze mamy wlasnie szanse dotknac prawdziwej Grecji…nie tej dla turystow…Spontanicznie, pod wplywem chwili postanawiamy spedzic tu jeszcze jeden dzien- gdzie nam bedzie tak dobrze jak tu?:)
Wieczorowa pora pan na koniu nie budzi naszego zdziwienia…:)
…jest dopelnieniem, kontrapunktem idealnego dnia, ktory spedzilismy dzis w Kanatadika!