Noc spedzilismy prawie bezsennie. Najpierw poblisku kamping bawil sie do 2 w nocy- i to az tak nie przeszkadzalo- ale kiedy w srodku nocy uslyszelismy ostre granie z pobliskiego auta to juz byla przesada:( Okazalo sie, ze czlowiek pilnujacy kantiny sluchal glosnej muzyki zeby sie zasnac…albo tez wkurzyl sie na Slowencow, ktorzy swoimi dwoma kamperami staneli tak, ze uniemozliwili parkowanie klientom kantiny. Koniec koncow zli bo niewyspani zwinelismy sie i ruszylismy w kierunku portu promowego w Glifie. Ostatni obrazek z Paralia Korinou…przecudny fegari w pelni!
Bedac w tej okolicy rok temu nie zatrzymalismy sie, ale uzupelniwszy wiedze zima- postanowilismy naprawic nasz blad:) To Agia Paraskevi- najwazniejsze miejsce pielgrzymek prawoslawnych Grekow w polnocnej Helladzie. Zamilowanie Hellenow do laczenia wiary i poganskich wierzen sprawia, ze takie zakatki staja sie prawdziwymi perelkami. Tuz obok Agia Paraskevi znajduje sie Zrodlo Dafni. Widzac z daleka skaly otaczajace wawoz Tembi probowalam sobie wyobrazic co tez tam nas czeka…
Wawoz jest przelomem rzeki Pinios, ktorej brzegi sa porosniete bujna zielenia. Nagie, wysokie skaly wzdluz brzegow rzeki tworza niesamowity klimat. W starozytnej Grecji bylo to miejsce swiete z powodu obfitosci zrodel, w ktorych (jak wierzono) mozna bylo doznac oczyszczenia po splamieniu sie zbrodnia. Wsrod wielu “kuracjuszy” znalazl sie tez sam Apollo! Pokutowal po zabiciu straznika z Delf- Pytona. Tu tez zobaczyl i zapalal wielka miloscia do nimfy Dafne: corki Matki Ziemi i boga rzeki Penejosa. Nie odwzajemnila ona milosnych zapedow Apolla i poprosila rodzicow o pomoc- ci zamienili ja w krzew laurowy. Do dzisiaj rosnie ich tu wiele. Dafni po grecku oznacza laur i imie kobiece.
Druga historia zwiazana z tym miejscem to opowiesc o cudzie, ktorzy wydarzyl sie tu pewnego dnia. Wielki odlam skalny oderwal sie od sciany i spadal prosto na nadjezdzajacy pociag. W ostatniej chwili skrecil i wpadl do rzeki! Znaleziono tam ikone sw. Paraskevi. W roku 1923 kolejarze wykuli w scianie skalnej malutka swiatynie, ktora do dzisiaj slynie z uzdrowien.
Wzdluz drogi rozstawiane sa codziennie kramy pelne dobra wszelakiego:) Sa nawet informacje w naszym jezyku np “sprzedajemy buteleczki na swieta wode”:)
Do Agia Paraskevi schodzimy po kamiennych schodach w dol wawozu, a potem przechodzimy wiszacym mostem nad Piniosem.
Faktycznie swiatynia jest zaskakujaco niepozorna…ale dzieki temu cudowne uzdrowienia, ktore maja miejsce za sprawa Sw. Paraskevi nabieraja innego wymiaru. Dokola szumia wielkie platany, szemrze rzeka…
Wnetrze jest bardzo kolorowe…wisza wotywne lampki oliwne pozostawione przez uzdrowionych…na sklepieniu wizerunek Chrystusa Pankratora…
Ikonostas wykonany jest z drewna oliwnego, pieknie rzezbiony, w miodowym kolorze…
Blisko swiatyni znajduje sie waski tunel wydrazony w skale, prowadzi on do swietego zrodelka- aby sie do niego dostac trzeba nisko pochylic kark:)
Na koncu tunelu oswietlone wiszaca na drucie zarowka bije zrodelko…
Okolica jest przepiekna! Woda w rzece- lodowata:)
Kiedy opuszczamy Agia Paraskevi mijamy na moscie duza i glosna wycieczke niemieckich turystow- jak dobrze, ze przybylismy tu tak wczesnie rano! Teraz przez caly dzien bedzie tu glosno i malo kontemplacyjnie;)
Minelismy wszystkie stragany z kiczem i zatrzymalismy sie przy staruszku, ktory sprzedawal wielkie, dojrzale figi z wlasnego ogrodu. Dal nam jedna do sprobowania- tak dobrych fig jeszcze nie jedlismy! zrobilismy u niego zakupy, a pan spytal oczywiscie skad jestesmy i dokad zmierzamy- jak to Grecy ciekawi z natury czynia:) Gdy uslyszal, ze jestesmy z Polski- “naplul” na nasze corki! Jestesmy mu za to wdzieczni, poniewaz w greckim zwyczaju jest odganiac w ten sposob zle moce od dzieci:)
Pozarlismy cieple od slonca owoce. Ich slodycz dodala nam nowych sil! Ruszylismy prosto do Glify:na prom, ktory powiezie nas na ukochana Evie:)
Prom akurat stal przy nabrzezu i pakowali sie na niego nie tylko posiadacze wozow, ale tez i wozkow;)
Pan z obslugi chcial koniecznie wprowadzic nasze auto na poklad, ale Krzys nie oddal kierownicy;) Wpasowali nas jak sledzia do beczki;))
Kolor wody nie zmienil sie od zeszlego roku- jest oblednie szmaragdowy!
Miasteczko ciagle klimatyczne:)
Juz na pokladzie powrocilo do nas zeszloroczne uczucie, ze wlasnie zaczyna sie! Ze to ten moment wakacyjnej euforii….ze dopiero odpuszcza caloroczny stres i udreka oczekiwania na nasza Grecje…(a gdzies w zakamarkach duszy przyczail sie strach, ze czas zbyt szybko tu plynie, ze zanim sie obejrzymy- nadejdzie koniec szczescia)…ale na teraz: carpe diem!
Zjechalismy z promu w Agiokambos i udalismy sie w strone Paralia Nisiotissa opisanej w WoMo jako piekne miejsce, z palmami i urokliwa kamienna wysepka z ruinami blisko plazy. Jest tam co prawda zakaz kempingowania, ale mozna spedzic caly dzien.
Lekko pobladzilismy i kiedy stalismy szukajac na mapie wlasciwej drogi- podjechal do nas na motorze Grek, przedstawil sie jako Stazis i zaofiarowal pomoc we wskazaniu drogi:) Mamy szczescie do ludzi na Evii:)
Na plazy przy osobistej palmie dziewczyny zjadly ostatnie figi kupione przy Agia Paraskevi…
Wysepka z ruinami- jest!
Palmy- sa!
Malo ludzi- jest!;)
Obok kampera prysznic i przebieralnia:)
Po kapieli (ciagle chlodnawa woda) i relaksie, kiedy juz zostalimy prawie sami postanowilismy pojsc na maly spacer droga wiodaca ostro pod gore, w dzicz:)
Zlapalismy ostatnie promienie slonca…
…szlismy spac z radosna mysla, ze jutro juz Kanatadika! Nasza Kanatadika:)
Kalinichta!
piasek- ammos
corki- korez
woda- nero