Nic nie moze sie rownac z noca spedzona na koncu swiata, greckiego swiata! Spalo nam sie wysmienicie w ciszy, ktora przelamywal tylko lekki szum morza i rechot zab z pobliskiego stawu. Bylo chlodno…
Wczorajszego dnia poznym wieczorem zjechali jeszcze panstwo z Austrii osobowym autem i zaczeli metodycznie wypakowywac wszystko z bagaznika i tylnego siedzenia…bylismy bardzo ciekawi dlaczego wszystkie ich rzeczy (a mieli ich duuuzo!)laduja na masce, a potem na przednich fotelach. Rano, gdy szlismy biegac zastalimy taki oto widok:
Musza byc mocno zdesperowani, ze chce im sie w taki sposob zwiedzac! A nie byli pierwszej mlodosci! Coz, rozne drogi wioda do tego samego celu:) Podziwiam!
Przebieglismy wzdluz brzegu i troche w strone srodka wyspy. Spotkalimy przejechanego weza i zolwia rowniez po wypadku drogowym. Zrobilismy 7 km! Pierwszy raz odkad biegamy osiagnelismy taki dystans i jestem z nas bardzo dumna!:)
Po sniadaniu musielismy podjechac na zakupy do miasteczka Istea, poniewaz wczoraj Grecy swietowali i sklepy byly pozamykane. Pozniej dzien uplywal na blogim lenistwie…
Dziewczynom chyba brakuje szkoly bo po poludniu zaczely bawic sie w szkole wlasnie i skonczyly grubo po zachodzie slonca! Nawet prace domowa Marianna musi odrobic:)
Idac spac zastanawialam sie jak dlugo wytrzymamy takie “nicnierobienie”?;) Jestesmy niespokojne duchy i ciagnie nas juz dalej…Z jednej strony Kanatadika daje nam tak niewiarygodny spokoj i uczucie zrosniecia sie z ta ziemia, ale swiadomosc ile jeszcze MUSIMY zobaczyc, poznac i odkryc nie pozwala na dluzsze lezenie na kocyku:)
swiat- kosmos
sniadanie- proino
bieganie- treksimo