Przewodnikiem został Wojtek. Ma do tego predyspozycje, gdyż na co dzień musi organizować pracę podległych mu ludzi i wyprzedzając fakty wyznam, że poszło mu świetnie.
Ze względu na mnie (kamper pow. 3,5 t, 3 osie i związane z tym opłaty) zdecydowaliśmy się ominąć czeskie i austriackie autostrady. Droga wiodła przez malownicze czeskie miasteczka
Czechy są bardzo pofałdowane, wiele kilometrów trasy to podjazdy zjazdy, góra za górą
Drogi w wielu miejscach takie jak u nas
Chociaż (podobno) czeskie autostrady przegoniły niemieckie
W Losticach zjedliśmy obiad.
Niestety nie skosztowaliśmy słynnych knedlików, gdyż oferowano je bez żadnej omasty, ale sery z miejscowej wytwórni zrekompensowały nam to z nawiązką, ceny niewygórowane. Panie skosztowały dobrego ciemnego piwa.
Dzieci miały okazję chwilę się wybiegać
I trochę pozowały do zdjęć
Niektóre podjazdy, zjazdy i serpentyny dały nam w kość.
Zachodzące słońce wskazywało nam kierunek
Na horyzoncie pojawiły się wysokie góry
W nocy, czego niestety nie mamy na zdjęciach, wjechaliśmy do Niemiec. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki drogi stały się proste, wygodniejsze i lepiej oznakowane. Teraz już szybko pomknęliśmy ku miejscu noclegowemu w Landshut. Po krótkim poszukiwaniu wjechaliśmy na parking Edeki (N 48,543638 E 12,154543) i… szybko zasnęliśmy.