Kolejny raz (w końcu są wakacje!?) wstajemy o świcie. Szybkie śniadanie, nalewamy zapas wody do bidonów i ruszamy na szlak!
Zaczynamy naszą wędrówkę wcześnie, wiedząc że później rozpęta się piekło. Musimy przejść przez Kastraki i wejść na górską ścieżkę.
Kastraki podoba nam się bardziej niż Kalabaka. Jest autentyczne, mniej komercyjne, kameralne.
Wszędobylskie koty potrafią przyciągnąć naszą uwagę ?
Już w dziczy natykamy się na krzak kopru mutanta?
Wkrótce ścieżka się zwęża, wchodzimy do lasu rosnącego dookoła skał Meteory. I w tym momencie zaczynam się zastanawiać co mnie zaćmiło, że nie użyliśmy antybzzz? Miłe towarzystwo komarów i innych insektów skutecznie wymusza na nas przyzwoite, marszowe tempo, heh. Natura jest jednak tak piękna, monumentalna, że nie zważając na ugryzienia dziarsko podążamy szlakiem.
Cała trasa wynosi około 10 km. Po 3 km mamy mokre ubrania. Jednak ciągle zachwyt przebija dyskomfort.
Odkrywamy klasztor, który z racji swojego położenia, nie jest często odwiedzany przez turystów. Miejsce jest mistyczne, skłaniające do refleksji. Bardzo dobrze, że ludzie są z natury leniwi ? Cisza, która tu panuje jest dojmująca…w lesie dużo dębów- drzew Zeusa.
Mimo zmęczenia cieszymy się, że dane nam jest przebywać w tym miejscu, i że jesteśmy tu sami. Wspinamy się jeszcze wyżej. Przed nami, w dole, cały świat!
W pewnym momencie ukazuje nam się klasztor Warłama. Jesteśmy przekonani, że to koniec naszej górskiej wyprawy, i że czeka nas teraz nudny powrót asfaltem do Kastraki.
Jednak trasa wyznaczona kiedyś przez greckiego trapera okazuje się biec tuż przy monastyrze, wykorzystując nawet część schodów do niego wiodących, by znienacka skręcić na dziki trakt, wspomagany ułożonymi kamieniami. Tak to jest, że wspinajac się, marzymy o zejściu, ale schodząc zastanawiamy się co nam się nie podobało we wspinaczce?? Odkrywamy nieistniejące mięśnie! I już wiem, że w pełni odczuję je jutro! Ścieżkę urozmaicają niewielkie kaskady wodne, figowce owocujące tuż nad naszymi głowami…
…i żółw, który nas spotyka?
We wsi wstępujemy do warsztatu i mini galerii pana Herculesa. Naszą uwagę przyciąga jego suczka, śliczny, mały psiak. Będąc w Meteorze poprzedni raz, pomyślałam, że chciałabym mieć na balkonie instalację mobilną tego artysty.Dziś moje marzenie się spełnia! Wybieram “coś małego i niebieskiego” ? Artysta nie jest introwertykiem i spędzamy kilka miłych chwil na rozmowie.
Przez resztę dnia oddajemy się słodkiemu lenistwu, nie licząc dużego prania? Spędziliśmy cudowny dzień, poznając Grecję trochę inaczej. Musimy to powtarzać!