rankiem ruszyliśmy w dalszą drogę, dzieci jeszcze spały. zatrzymaliśmy się po 2 godzinach na parkingu z placem zabaw, gdzie zjedliśmy śniadanie. na tym parkingu noc spędzało kilka przyczepowych załóg z Danii. po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. silnik nadal nie działał jak należy, ale o dziwo droga mijała szybko. jechaliśmy przed siebie z krótką przerwą na lody w jakiejś wiosce. było bardzo gorąco, ale przyświecał nam cel, stacja BP Canpol k. Człuchowa. cel może mało ambitny, ale do domu nam się nie spieszyło i chcieliśmy gdzieś sympatycznie spędzić nockę, a ta stacja to gwarantuje...
na stacji można zatankować paliwo, dobrze zjeść- to nikogo nie zdziwi, ale nie z tego powodu ciągle zaglądają tutaj wycieczki. mini-zoo, które już przestało być mini, plac zabaw, właśnie od nowa wyposażony i ostatnia inwestycja- tor kartingowy (całe szczęście w nocy nie hałasują)
dziewczyny najpierw wyszalały się na placu
sesja fotograficzna obowiązkowa ;-)
wizytę w zoo rozpoczęliśmy od najprzyjemniejszego, czyli karmienia kóz, alpak i lam
administracja zadbała o możliwość umycia rąk
samo zoo wygląda imponująco. to prywatny ogród z darmowym zwiedzaniem, w działalność którego wspaniali właściciele kompleksu wkładają co rok spore sumy. chwała im za to!
bawiliśmy się świetnie. zjedliśmy smaczną obiadokolację, kupiliśmy wystrzałowy koszyk wiklinowy i... mogliśmy zapaść w błogi sen :-)
przez zimę planowaliśmy wyjazdy na cały sezon. w styczniu udało się pojechać do Niemiec, wiosną chcieliśmy zwiedzić Frankonię. u schyłku zimy postanowiliśmy zmienić cel wiosennego wyjazdu; zamiast Frankonii- Karkonosze, Praga i termy węgierskie, ale ostatecznie stanęło na Holandii. planując wycieczkę zrozumieliśmy, że kraj ten oferuje nam bardzo dużo atrakcji oraz, że musimy go zwiedzić wiosną. nieoczekiwanie tydzień przed wyjazdem ujawnił się defekt w samochodzie, który został usunięty na ostatnią chwilę. wyjeżdżaliśmy jednak pełni obaw o stan rozrządu, którego przez zbieg okoliczności nie zdążyliśmy wymienić oraz nie smarowane osie tylne (o konieczności ich konserwacji dowiedzieliśmy się zresztą tuż przed wyjazdem). mechanik nas uspokajał, że pasek rozrządu na pewno wytrzyma, bo zalecenia wymiany są trochę na wyrost- zaufaliśmy, bo już było za późno na szukanie innego warsztatu...ostatnie dni przed wyjazdem były bardzo pracowite, dlatego zamiast w środę po południu wyjechaliśmy w czwartek rano. po porannej kawie i śniadaniu, pożegnaniu się z teściową, która została w domu, ruszyliśmy w drogę. jechało się całkiem dobrze. przerwę śniadaniową zrobiliśmy na naszej ulubionej stacji paliw BP "Canpol" pod Człuchowem, a obiad zjedliśmy w Dobiegniewie. podczas jazdy ku granicy zachmurzyło się i rozpadało. nie wyglądało to zachęcająco, ale nie jechaliśmy przecież na weekend tylko na prawie 3 tygodnie...przejeżdżając wzdłuż rozlewiska Warty podziwialiśmy ten rezerwat ptactwa wodnego. stąd już niedaleko do granicy, do Kostrzyna. w Niemczech droga stała się przyjemniejsza, a po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów wjechaliśmy na berliński "ring", na jednym z najbliższych parkingów autostradowych zatrzymaliśmy się na odpoczynek i kolację. dalsza część trasy była bardzo przyjemna, zatrzymał nas tylko jeden incydent- służby autostradowe wyciągały ciężarówkę z pobocza- oprócz niej wydobyli coś, co kiedyś było chyba samochodem dostawczym :( ale korek nawet nie był ogromny, całkiem szybko minęliśmy to feralne miejsce... po godzinie 21 zatrzymaliśmy się na nocleg za Magdeburgiem