W piątkowy wieczór zapakowaliśmy wypożyczonego kampera- nowiutkiego Fiata Nobelart A700 i ruszyliśmy w drogę. Dziewczynki rozpoczęły jazdę w fotelikach, ale jeden przewracał się na zakrętach, więc musieliśmy Mariannę umieścić tyłem do kierunku jazdy, bez fotelika, jedynie na podkładce- ze względu na pas biodrowy. W końcu zapakowaliśmy je na alkowę i w spokoju dowieźliśmy je do Kołobrzegu. Zatrzymaliśmy się w bezpiecznym miejscu przy sanatorium MSWiA. Po rozłożeniu łóżka wypiliśmy jednego drinka i zapadliśmy w błogi sen...Rano okazało się, że w nocy odwiedził nas Święty Mikołaj!!! Po obfitym i smacznym, dzięki naszej ukochanej Żonie i Mamusi :-), śniadaniu... ...ruszyliśmy na spacer. Atrakcje Kołobrzegu to remontowana latarnia... ...i molo. Bulwar nadmorski obejrzymy innym razem, teraz nie mieliśmy czasu. Zdążyliśmy natomiast zaprzyjaźnić się z tutejszym ptactwem ;-) Oszołamiającego wrażenia Kołobrzeg nie zrobił, ale myślę, że warto tutaj wrócić. Tymczasem ostatnie zdjęcie naszej załogi w Kołobrzegu i w drogę do Świnoujścia!!! A oto główny powód naszej wycieczki: w Świnoujściu w hodowli Togo.Pl oczekiwała nas 3-miesięczna kotka norweska Bibi. Wyjechaliśmy z Kołobrzegu i wkrótce zaczęło padać... Okazało się, że podróż kamperem nawet w deszczu jest wielką przyjemnością. Mijaliśmy wiele miejscowości, aż do miejsca planowanego postoju w Międzyzdrojach, ale tylko Dziwnów nam się spodobał. Nawet Międzyzdroje wyglądały nijako, więc bez obiadu pojechaliśmy dalej. W związku z tym przed planowaną wizytą w hodowli Togo.pl musieliśmy pojechać na obiad do Świnoujścia, co oznaczało przeprawę promową. Przyznać jednak trzeba, że mimo dużego ruchu zorganizowana jest wzorowo.W sieci szukaliśmy opinii o lokalnej gastronomii i okazało się, że nie ma tutaj ani McDonalds, ani KFC, a to by nam odpowiadało, ze względu na opóźnienie w podróży. Ulubiony serwis opinii Gastronauci.pl też nie był pomocny, całe szczęście znaleźliśmy przyjemną pizzerię MammiaMia, gdzie zjedliśmy smaczny obiad. Potem już tylko z powrotem na prom i do hodowli...Nasza kotka okazała się być nami niezainteresowana. Trochę się z dziećmi pobawiła, a potem zaczęła się zajmować sama sobą. Za to jeden z jej braci nie odstępował dziewczynek na krok, tak że już zaczęliśmy się wahać, którego kota wziąźć. Ktoś musiał podjąć męską decyzję... więc po godzinie zasiedliśmy z Bibi w aucie. Dziewczynki poszły spać na alkowę, a Bibi pozostała w kontenerze. Niestety kotka bardzo nerwowo znosiła jazdę, ale nie było wyjścia. Z biegiem czasu była coraz spokojniejsza... W końcu dotarliśmy do Szczecina, który okazał się być nocą bardzo pięknie oświetlony. Naprawdę zrobił wrażenie...Zatrzymaliśmy się na oświetlonym placu przy pomniku, jednak okazało się, że to dosyć głośne miejsce- co rusz przechodziła młodzież wracająca z imprez, wszak to sobota... Przejechaliśmy więc kilkaset metrów pod komendę policji i tam spokojnie staliśmy do rana.Mieliśmy obawy jak kotka się zaaklimatyzuje, czy nam nie zabrudzi pożyczonego auta, ale okazało się i w tym przypadku, że koty to bardzo mądre zwierzęta. Noc Bibi przespała u dzieci na górze. Taki widok zobaczyliśmy rano: O 5.40 zeszła na dół, skorzystała z kuwety, zjadła pierwsze chrupki i wypiła wodę... Wiedzieliśmy już, że będzie dobrze.Po śniadaniu dziewczynki postanowiły trochę porysować... ...a my zaczęliśmy kalkulować, jak najlepiej ułożyć dalszą podróż. Wyszło nam, że musimy dotrzeć na 15.00 do restauracji "Dolina Charlotty" koło Słupska, więc ruszyliśmy natychmiast. Zrobiliśmy sobie kilka postojów- zatankowaliśmy wodę do zbiornika, zjedliśmy hotdogi i napili się kawy, zatankowali paliwo pod koniec drogi... Na miejsce dotarliśmy około 16.00, było już ciemno. Teren ośrodka prezentował się bajkowo, a sama restauracja, przerosła nasze oczekiwania. Oświetlona przepięknie... Największe wrażenie robiło jednak wnętrze: ekskluzywne, eleganckie, a jedzenie wyśmienite! Po powrocie do kampera i krótkim odpoczynku położyliśmy dzieci spać i w drogę...Zaskoczył nas Słupsk i jego oświetlenie świąteczne. Bardzo nam się podobają ozdoby w Trójmieście, ale Słupsk, trzeba to przyznać, bije nas na głowę! Dalsza droga minęła nam na próbie opróżnienia kasety toalety. Na kilku stacjach nam odmówiono, najwyraźniej nie ma się co bawić w grzeczność tylko bez pardonu robić swoje.W środku nocy dotarliśmy do Gdańska. Zatrzymaliśmy się pod domem, ale nie opuścilismy kampera, bo dzieci słodko spały i nie chcieliśmy burzyć atmosfery. Rano wpadła do nas babcia na kawę. Potem wypakowaliśmy swoje rzeczy, posprzątali po sobie i odbyłem ostatnią jazdę kamperem na parking... Tak się skończyła nasza największa przygoda :-(
szukaj na camperdiem