czerwiec to miesiąc, w którym rok w rok rozpoczynamy letni biwak nad jeziorem wdzydzkim. zawsze w tym samym miejscu, zawsze w tym samym, z małymi tylko zmianami, towarzystwie.
w tym roku przyjechaliśmy 18 czerwca. na naszym cypelku stało już kilka przyczep, ale “nasze” miejsce na nas czekało. niby jesteśmy pewni, że nikt nam go nie zajmie, ale nigdy nie wiadomo, czy nie pojawi się ktoś nowy, a przecież system rezerwacji tutaj nie działa 😉
szybko przywieźliśmy jedną z przyczep od gospodarza, u którego zimuje i zaczęliśmy ją ustawiać. ze względu na piaszczysty teren trochę czasu to zajęło, ważne w końcu nie tylko właściwe jej ustawienie, ale i wypoziomowanie. potem wyrzuciłem wszystkie rzeczy z samochodu, który choć nie mały pękał w szwach, a i tak czekał mnie jeszcze jeden kurs do Gdańska. ruszyłem po drugą przyczepę oraz po nasze graty, które trzymamy w naszej starej “budce” robiącej teraz za szopę. po ponad godzinie wróciłem nad jezioro, ustawiliśmy przyczepę na miejscu i… mogłem napić się pierwszego piwa 🙂
ze względu na dzieci najważniejsza jest przyczepa nr 1, dlatego najpierw rozłożyliśmy przedsionek i zapakowaliśmy rzeczy dziewczynek i nasze, a dopiero później zajęliśmy się teściową 😉
przed prognozowanym deszczem zdążyliśmy jeszcze rozłożyć dwa pawilony ogrodowe i właściwie do nocy cieszyliśmy się jak dzieci swoim ulubionym miejscem na ziemii…