spakowaliśmy naszego busa i około 4 rano ruszyliśmy na południe. przez pierwsze godziny jazdy towarzyszył nam księżyc.
był z nami na bramkach autostrady…
nad ranem księżyc nadal widniał na niebie…
w końcu jednak ustąpił miejsca słońcu 🙂
w trasie naszą uwagę zwrócił ten kamperek:
jechało się nam całkiem przyjemnie, ale zmęczenie dało się we znaki, tym bardziej ucieszyło nas, gdy znaleźliśmy się za Katowicami…
w końcu naszym oczom ukazały się charakterystyczne domy uzdrowiskowe, to znak, że jesteśmy blisko celu.
naszym celem był kemping Jaszowiec.
od razu rozbiliśmy namiot przy busie ciekawi jak się sprawdzi. kupiliśmy go niedawno od miłego Pana ze Śląska, był przez niego używany tylko raz, w Skandynawii.
kemping nie był przepełniony, ale było dosyć gwarno.
kamperem, który widać na zdjęciu przyjechali polscy Niemcy. nie zazdrościliśmy im ani statusu materialnego (zapewne wysoka emerytura), ani gustu muzycznego (niemiecki “folk”), ale kampera jak najbardziej!
dziewczyny w tym czasie zajęły się zabawą. najpierw huśtawki…
potem i inne zabawy ruchowe…
potem przyszła pora na odpoczynek w cieniu jarzębiny.
a w końcu ruszyliśmy na spacer. bez celu, przed siebie.
przyszedł czas wytłumaczyć dzieciom, że kilkanaście kilometrów dalej rozpoczyna bieg Wisła, której wody przepływają pod nami, by zakończyć swój bieg w okolicy naszego miasta…
nasz spacer szybko się zakończył- przy sklepie spożywczym “U Bodzia”. dzieci poprosiły o lody…
rodzice zadowolili się piwem 🙂
może krótki spacer, ale i tak wracaliśmy zmęczeni 😉
my spaliśmy w namiocie, ale dziewczyny miały luksusowe warunki w naszym multivanie. włącznie z obowiązkową bajeczką 🙂