znaczy nie pierwszy w ogóle, ale pierwszy po drodze publicznej ;-)no bo wytłumaczyć trzeba, że my to karawaningowi od dawna, ale przyczepy do tej pory rejestrowane nie były i tylko 1,5 km przez las z bazy postojowej nad jezioro i tak spędzaliśmy weekendy oraz całe miesiące wakacyjne. no ale wydaliśmy te 12 tys. zł na nowszą przyczepę, taką z tablicą rejestracyjną no i mogliśmy śmignąć w świat :-)zastanawialiśmy się gdzie nas jeszcze nie było i ponieważ nie było nas jeszcze z przyczepą nigdzie postanowiliśmy pojechać w okolice Biskupina. wprawdzie na poznawanie prahistorii naszego kraju dziewczynki jeszcze nie są gotowe, ale w tamtej okolicy jest multum innych atrakcji, ale o tym później...rozpoczęliśmy WIELKIE PRZYGOTOWANIA: zakupy, szykowanie potrzebnych, ale przede wszystkim niepotrzebnych rzeczy, planowanie, zbieranie informacji o okolicy. zatankowałem również samochód :-)19- ruszyliśmy. teściowa ze łzami żegnała swoje wnusie, ja ze łzami żegnałem teściową... no dobra, i tak nikt nie uwierzył, w każdym razie przesmyknęliśmy przez centrum Gdańska i pognaliśmy "jedynką" na południe...pogoda była wspaniała, słonecznie, ciepło. samochód ze słabiutkim silnikiem, ale dzielnie pokonywał kilometry ze średnią prędkością 60 km na godzinę, więc wydawało nam się- przyzwoicie. niestety zaczęły się koleiny, kilka stromych podjazdów, redukcje do "dwójki", zaczęliśmy się bać co będzie dalej. dalej było coraz ciemniej i trochę stresu z powodu bezczelnych tirów, co to nie mogły chwilę się pomęczyć tylko musiały wyprzedzać zmuszając nas czasami do ucieczki na niezbyt równe pobocze.minęliśmy Bydgoszcz i droga znowu stała się przyjemna. spokojnie zmierzaliśmy do celu. Żnin, wiedzieliśmy że już naprawdę blisko, ale wtedy nagle stało się ciemno. naprawdę poczuliśmy, że zbliżamy się do korzeni naszej państwowości. wiedzieliśmy wprawdzie, że rano wszystko pryśnie, ale tymczasem głowy snuły wizje...zgodnie z instrukcją telefoniczną po minięciu tablicy miejscowości obserwowaliśmy bacznie lewą stronę, po ujrzeniu tabliczki z informacją o kempingu LOK Gąsawa wjechaliśmy w ziemną drogę otoczoną chaszczami. brama zgodnie z umową była otwarta. dojechaliśmy na nieduży pusty parking, zatrzymaliśmy się gdyż więcej nic nie było widać. obok stał jakiś dom, ale było ciemno i cicho, żadnego psa???niebo... tysiące gwiazd, miliony gwiazd. nie znaliśmy takiego widoku z Gdańska, czy nawet znad naszego jeziora na Kaszubach. wiedzieliśmy, że cywilizacja tutaj jeszcze nie dotarła ;-)rozbiliśmy obóz, zjedliśmy kolację, wypiliśmy piwo i... odpłynęliśmy...
szukaj na camperdiem