pojeździliśmy trochę po kraju, było zajefajnie, ale na myśl o tłumach na kempingach w najdłuższy weekend nowoczesnej europy zrobiło nam się jakoś tak straszno, zapadła decyzja: wdzydze!!!
z drugiej strony jest okazja, by zabrać ze sobą babcię, bo dzieci się dopominały, a po kempingach się z nami włóczyć nie chce.skróciliśmy swoje gdańskie zajęcia przedweekendowe do minimum i w południe pomknęliśmy nad jezioro. po drodze kilka razy łapał nas deszcz, już wiedzieliśmy że słońca to raczej nie będzie. zdążyliśmy się ustawić, podłączyć wodę (nie mamy zabudowanych zbiorników) i prąd z akumulatora i wieczór spędziliśmy w przyczepie. trochę popracowałem przy swoim domku (zamontowałem plafon z ikea za 9,99, szkło, mam nadzieję, że nie spadnie; kosz na śmieci).po rytualnych bajkach dla dzieci (tym razem kilka odcinków baranka shauna, przy którym setnie i my się bawimy) i przeczytaniu jednej z rewelacyjnych bajek janoscha, już sami mogliśmy wypić ostatnie tego dnia piwo na dworze podziwiając nieliczne gwiazdy na zachmurzonym niebie. kilkadziesiąt metrów obok trwa impreza, zjechały dwa zestawy z przyczepą i dwa kampery. spirytus, gitara i śpiew, znaczy darcie ryja, bóbr się dzisiaj na pewno nie pokaże. pada deszcz, będziemy spali jak susły...
tradycyjnie od początku czerwca do sierpnia przyczepa stoi nad jeziorem, a my dojeżdżamy do niej co kilka dni na kilka dni lub przynajmniej na weekendy. tegoroczne lato nie było zbyt łaskawe i prawdę mówiąc czujemy niedosyt, tym bardziej że już za tydzień przyczepa wraca do Gdańska. najpierw trafi do "Lwa" (serwis przyczep przy Kołobrzeskiej) na właściwy montaż solarów na dachu i montaż zbiorników na czystą i brudną wodę. od połowy sierpnia rozpoczniemy nasze posezonowe wyjazdy po Polsce. w planach m.in. Nieborów i okolice (Arkadia, Puszcza Bolimowska, Julków - miejsce urodzenia seniorki rodu) około 15 sierpnia by zobaczyć uroczystości odpustowe z okazji święta Matki Boskiej Zielnej, bardzo barwne na Ziemi Łowickiej, kemping "Małe Morze" (Chałupy) na początku września, Pałuki w połowie września.
niedziela to dzień powrotu do domu. na czwartek Ola ma zaplanowaną operację trzeciego migdałka i mamy nadzieję, że nie zachoruje i zabieg zostanie wykonany. wierzymy, że polecany przez naszą panią doktor szpital Marynarki Wojennej na ul. Polanki spisze się na medal.korzystając z pobytu w domu zaplanowałem kilka prac, bo mężczyzna przecież musi zarabiać ;-) na Wdzydze wracamy, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za 7-8 dni.dzisiaj przed południem mieliśmy niespodziankę, odwiedzili nas znajomi z niemieckiego Neumunster. mieliśmy okazję na żywo zobaczyć ich 8-miesięczne bliźniaczki, znane dotąd tylko ze zdjęć na NaszejKlasie. miło się rozmawiało, ale dziewczynki zrobiły się senne i po ponad godzinie wyjechali. a nam pozostało rozpalić grilla, a po konsumpcji i spakowaniu się ruszyć do Gdańska. Wdzydze pożegnały nas deszczem...
mieliśmy wracać we wtorek, ale ordynator stanowczo nakazał wizytę kontrolną po tygodniu. udało nam się urwać jeden dzień i po środowej wizycie w szpitalu i stwierdzeniu, że wszystko z Olą w porządku, mogliśmy ruszać nad jezioro. ze względu na upał przesunęliśmy jednak wyjazd na czwartkowy poranek.prawie dwutygodniowy pobyt w Gdańsku wykorzystałem na pracę zarobkową, dzięki czemu przez najbliższy tydzień mogę się wylegiwać w słońcu :-) kąpiele w jeziorze i kurki... to pierwsze prawdziwe wakacje od wielu lat!nad jeziorem już o 8 rano było upalnie i duszno. najpierw puściliśmy koty do przyczepy, a potem wnieśliśmy do przedsionka wszystkie toboły. jeszcze jakiś czas zajęło nam rozpakowywanie, a w międzyczasie kawa, śniadanie, kolejne szklanki piwa...w końcu musiałem podłączyć telewizor, który poprzednim razem uszkodziłem zamieniając przewody we wtyczce. zasilacz kosztował jedyne 210 zł, a telewizor dalej nie chciał działać... mam nadzieję, że to wina zasilacza przyczepy, który podaje za mały prąd, bo jak nie to ;-(dziewczynki odbyły dzisiaj swoją pierwszą w tym roku kąpiel... marzyły o tym od zeszłych wakacji, ale zapobiegawczo, żeby Ola zdrowo doczekała operacji zabranialiśmy zamaczania się. niestety wiatr się wzmógł i musieliśmy skrócić kąpiel i sami nie zdążyliśmy się dołączyć, ale jutro to nadrobimy :-)kilka godzin spędzili z nami znajomi z Niemiec, którzy przyjechali na kwaterę z drugiej strony jeziora ponad tydzień temu, ale już dzisiaj musieli wyjechać. przyjechali tylko zabrać swoją deskę surfingową (korzystali w międzyczasie z naszego placu) i pożegnać się. było bardzo miło, postaramy się spotkać znów w połowie sierpnia.dzień mijał szybko, dzieci bajkę, mam nadzieję ostatni już raz, oglądały w komputerze, a potem słodko zasnęły. spędziliśmy jeszcze godzinę na dworze, przy piwie. jezioro było spokojne, my też się wyciszyliśmy...
całą noc lało jak z cebra. błyskało i grzmiało, ale spało się całkiem dobrze, nawet koty dosyć spokojnie to zniosły.poranek był chłodny i wilgotny, zostaliśmy więc w przyczepie. po śniadaniu dzieci obejrzały "Domisie", a potem wspólnie obejrzeliśmy film familijny na TVP1. obraz lekko zaśnieżony, ale i tak telewizor w lesie fajnie mieć :)doczekaliśmy obiadu, a potem pojechaliśmy się lansować do wsi ;) z nieba lała się woda i wobec braku suchych stolików na dworze usiedliśmy wewnątrz baru. nawet dobrze wyszło, bo na dworze było dosyć chłodno. dziewczynki dostały jajka niespodzianki i sok, a my "Tyskie". na koniec pełny talerz frytek i tak minęła prawie godzina. dziewczyny zrobiły jeszcze zakupy- pierwszy raz poszły same z pieniędzmi, zamówiły, zapłaciły i przyniosły resztę :) i ruszyliśmy z powrotem.przezornie ubraliśmy się w gumowce, dzięki czemu wykorzystując przerwy w opadach deszczu mogliśmy zatrzymywać się po drodze i zbierać kurki... do przyczepy wróciliśmy o 17:00 z pełnym 3-litrowym wiadrem, więc jutro czeka nas zupa kurkowa albo makaron z sosem kurkowym. a może i jedno i drugie? ;)do wieczora było raczej pochmurno i chłodno, siedzieliśmy w przyczepie i nie wiadomo kiedy wybiła siódma. wieczorynka w tvp, kilka bajek z dvd i pora spać... nie wszyscy, bo dorośli mieli jeszcze jedną atrakcję: komedia romantyczna na "jedynce", która zgodnie z recenzjami z filmweb.pl okazała się być świetnym pomysłem na wieczór. wprawdzie miał być jeszcze jakiś hit sensacyjny tego dnia, ale 23:00 to barbarzyńska dla nas pora, musieliśmy więc sobie darować :(na dworze było zimno, zapędziliśmy więc koty do przyczepy, a te z racji ograniczonej przestrzeni zaczęły demonstrować swoje niezadowolenie. kiedy w końcu się poddały, mogliśmy zasnąć w rytm padających kropel deszczu...
Udalo nam sie szczesliwie ominac platne drogi- nowe odcinki, ktore wprowadzono w czasie naszej nieobecnosci w kraju. Wjezdzajac tak dobrze nam znana droga do lasu nad Wdzydzami z wysilkiem i przy pomocy zdjec udawalo nam sie przypomniec, ze dopiero co zakonczylismy nasza najdluzsza wyprawe. A na Kaszubach chlodno, wieczorem konieczny okazal sie polar:)
Krzys z zapalem towarzyszyl naszemu gospodarzowi kiedy ten swoim traktorem zwozil nasze przyczepy nad jezioro.