Szlakiem Miast Hanzeatyckich '2011 (Niemcy)
prolog
skoro auto sprawne, w pracy przestój, a dzieci mają od poniedziałku ferie możemy rozpocząć pierwszą w tym roku wyprawę. dodatkowo to pierwszy wyjazd od dwóch miesięcy, jesteśmy więc głodni przygód 🙂 góry w roztopach nam nie odpowiadają więc zamiast planowanego wcześniej Karpacza jedziemy szlakiem miast hanzeatyckich, aż nad Morze Północne. około środy chcemy dotrzeć do Sankt Peter Ording, dlatego jeszcze dzisiaj musieliśmy przekroczyć granicę…
jeszcze bardziej na zachód
obudziliśmy się wypoczęci. zjedliśmy śniadanie, Marianna odbyła poranny seans inhalacji, a ja ruszyłem na rekonesans po stacji. kiedy wjeżdżaliśmy wczoraj zauważyłem napisy “wc bus”, pani z obsługi stacji indagowana przeze mnie rano bezradnie wzruszała ramionami nie wiedząc dlaczego taka informacja się pojawiła. nie pozostało nic innego jak wrócić do auta i ruszyć w drogę.
Stralsund
dzieci obudziły nas przed godziną 7. całą noc padał deszcz, więc spało się nieźle, ale ciągle mamy zaległości po wstawaniu w nocy do kaszlącej Marianny. rozleniwieni zjedliśmy śniadanie przy piosenkach Roda Stewarta i zrobiło się na tyle późno, że musieliśmy zbierać się na wycieczkę. wiało okropnie więc ubraliśmy nawet czapki i rękawiczki. po wyjściu na zewnątrz zaskoczyło nas, że oprócz kampera, który był tutaj wczoraj przed nami w nocy przyjechał jeszcze zestaw z przyczepą
Oceanarium
w kasie kupujemy bilet rodzinny za 34E plus 1E za fotografowanie, kurtki zostawiamy w schowku zamykanym na klucz. przed wejściem na strome i długie ruchome schody próbuję wybrać pieniądze z bankomatu, ale prawdą okazują się przestrogi znalezione w internecie, że nasze karty płatnicze bywają nieakceptowane, a jeśli już to nie visa, a maestro… na parterze znajduje się makieta muzeum, która pozwala niewidomym zorientować się w poruszaniu po obiekcie
od drzwi do drzwi
nasz krótki spacer po Stralsundzie winien nazywać się jak tytuł tego wpisu, bo faktycznie największą uwagę przykuwały drzwi, nie zawsze bardzo zadbane, ale zawsze wielce oryginalne
Rostock, przed południem
nocka minęła nam przy wtórze deszczu oraz krzyków wracającej z imprez rostockiej młodzieży. momentami wątpiliśmy czy jesteśmy bezpieczni, ale pozostało nam spać jak gdyby nigdy nic, w końcu obok nas stał inny kamper… rano przekonaliśmy się, że kolejny nocował kilkadziesiąt metrów dalej (namiary parkingu: N 54 05 33 E 12 08 00, płatne w parkomacie 1E/godz., max 12E, w godz. 20-8 gratis)
od drzwi do drzwi (Rostock)
w Rostocku kontynuowaliśmy obserwację drzwi kamienic. z “polowania” wracaliśmy bardzo usatysfakcjonowani
Rostock, wieczorem
obiecywaliśmy sobie nie wychodzić na zewnątrz, ale widok spacerujących obok nas osób i wstępne rozpoznanie przez lornetkę niezwiedzonej jeszcze części nabrzeża skusiło nas do wyjścia. wiało okropnie więc ubraliśmy się ciepło, o dziwo wiatr malał z minuty na minutę, prawie ustał. idąc wzdłuż kanału rzeki Warnow minęliśmy łodzie ratownicze
Wismar
kolejną noc lało, całe szczęście dni, mimo że pochmurne, są bezdeszczowe. o 8.00 zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w kierunku Wismaru. chcieliśmy po drodze zobaczyć wiatrak holenderski, więc zboczyliśmy na drogi gorszej jakości, dużo węższe, momentami kręte
od drzwi do drzwi Wismaru
w Wismarze kontynuowaliśmy obserwację drzwi. były równie ciekawe jak dotychczasowe