Grecja bez piątego biegu '2013
Dzień 1, 2 i 3… podróż
Nasza tegoroczna (trzecia juz z kolei) podroz do Grecji rozpoczelismy nietypowo- w Elblagu gdzie odbywal sie konkurs skrzypcowy. Aleksandra brala w nim udzial wiec pojechalismy juz spakowani. Nie obylo sie oczywiscie bez niespodzianki: lodowka ciagle nie dzialala stabilnie. Raz chlodzila, a raz nie. Ostatnie podejrzenie padlo na zawor w szafce kuchennej….po jego wymianie stal sie upragniony cud! Lodowka ruszyla z kopyta wiec juz spokojni udalismy sie w strone naszej “Itaki” 🙂
Paralia Korinou
Obudzilismy sie jak zwykle o 4.55 i kilkanascie minut pozniej bylismy gotowi do pierwszego biegania w Helladzie! Milo zaskoczyla nas dosc niska temperatura o tej wczesnej godzinie. Przebieglismy 6 km i wracajac do kampera moglismy przywitac wschodzace slonce…taka nagroda za wczesne wstawanie:)
Agia Paraskevi- Paralia Nisiotissa
Noc spedzilismy prawie bezsennie. Najpierw poblisku kamping bawil sie do 2 w nocy- i to az tak nie przeszkadzalo- ale kiedy w srodku nocy uslyszelismy ostre granie z pobliskiego auta to juz byla przesada:( Okazalo sie, ze czlowiek pilnujacy kantiny sluchal glosnej muzyki zeby sie zasnac…albo tez wkurzyl sie na Slowencow, ktorzy swoimi dwoma kamperami staneli tak, ze uniemozliwili parkowanie klientom kantiny. Koniec koncow zli bo niewyspani zwinelismy sie i ruszylismy w kierunku portu promowego w Glifie. Ostatni obrazek z Paralia Korinou…przecudny fegari w pelni!
Kanatadika
Nasze miejsce na plazy w Kanatadika czekalo:)
Kanatadika c.d.
Nic nie moze sie rownac z noca spedzona na koncu swiata, greckiego swiata! Spalo nam sie wysmienicie w ciszy, ktora przelamywal tylko lekki szum morza i rechot zab z pobliskiego stawu. Bylo chlodno… Wczorajszego dnia poznym wieczorem zjechali jeszcze panstwo z Austrii osobowym autem i zaczeli metodycznie wypakowywac wszystko z bagaznika i tylnego siedzenia…bylismy bardzo ciekawi dlaczego wszystkie ich rzeczy (a mieli ich duuuzo!)laduja na masce, a potem na przednich fotelach. Rano, gdy szlismy biegac zastalimy taki oto widok:
Kanatadika dzień ostatni
Dzisiejszy dzien byl w sumie nudny;) Normalny dzien na greckiej plazy, ci sami stali bywalcy…juz czujemy, ze trzeba nam dalej w droge. Potrzebujemy nowych wrazen! Punktem kulminacyjnym byla wizyta naszego dziadka Adonisa:) Krzys zadzwonil do niego, ze juz jestesmy w Kanatadika wiec przyjechal. Moglismy mu wreczyc drobne upominki, ktore szykowalismy od jakiegos juz czasu- najwieksza radosc sprawila fotografia Adonisa naszymi corkami (zrobiona w zeszlym roku)- oprawiona w turkusowa ramke. Kilkakrotnie bral ja w rece i cieszyl sie! Sam nie zjawil sie z pustymi rekami: jajka, pomidory, wielkie wiadro suszonego rigani- czyli odmiany oregano rosnacego tylko na Evii- (zapewnil, ze wystarczy mi na cala zime:) ), 5 litrow cudownej oliwy wlasnego…
Agia Anna
O swicie jak zwykle w czwartek pobiegalismy- ponownie 7 km!:) Warunki do biegania sa tu idealne… Po sniadaniu wyjechalismy z Kanatadiki w kierunku Istea, a potem dalej w gory, ktore wg Krzysia nie sa w tej czesci Evii bardzo wysokie, a droga na mapie czerwona wiec bedzie lekko, latwo i przyjemnie…hm…. Istea nas zachwycila. Klimatyczne miasteczko, ktore musimy kiedys odwiedzic z rana, kiedy dopiero budzi sie do zycia. Dostawcy wypakowuja towary przed sklepikami, ludzie zagaduja sie na dzien dobry i przystaja na mala pogawedke, w kafenionach siedza juz pierwsi milosnicy kawy i porannych ploteczek- wszystko bez pospiechu, z usmiechem, w otoczeniu bujnej, kwitnacej zieleni, o ktora Grecy bardzo dbaja.
Agia Anna dzień drugi
Kolejny dzien w Agia Anna oprocz cudownego porannego biegania wzdluz plazy (a jednak ja zobaczylismy i nie zalujemy, ze nie poszlismy na nia z dziewczynami- nie jest ladna) byl szczytem lenistwa…
Marathonas – Schinias
Z samego rana zjedlismy ostatnie sniadanie w pieknych okolicznosciach na kempingu Agia Anna:)
Ateny dzień pierwszy
Obudzilismy sie i bardzo podekscytowani jedlismy sniadanie…dzisiaj, po dlugim oczekiwaniu, zaczniemy poznawac cuda Aten! 🙂 Przystanek autobusowy jest vis a vis kempingu…